Nie ma żadnych wątpliwości, że Oklahoma City Thunder byli jedną z największych pozytywnych niespodzianek sezonu zasadniczego. Wielu sądziło, że ta młoda ekipa skazana będzie na tankowanie po wysoki wybór w drafcie, a tymczasem Shai Gilgeous-Alexander i spółka byli o krok od awansu do fazy play-off NBA. Ostatecznie to im się nie udało, ale nic straconego. OKC to najmłodsza w lidze drużyna. Awans do playoffs tak młodego zespołu byłby zresztą nowym rekordem i pobiciem wyniku… Oklahoma City Thunder z sezonu 2010-11.
Ekipa z Oklahomy może z nadzieją patrzeć więc w przyszłość. Tym bardziej że generalny menedżer Sam Presti w poprzednich latach nazbierał mnóstwo wyborów w pierwszych rundach draftu. Dwa w tym roku, po cztery w dwóch kolejnych i łącznie aż 15 do 2027 roku włącznie.
A jakby tego było mało, to w trwających rozgrywkach ani minuty na parkiecie nie spędził przecież Chet Holmgren, którego Thunder wybrali z „dwójką” w ubiegłorocznym drafcie. Uważany za kolejnego „jednorożca” zawodnik mierzący ponad siedem stóp ma potencjał, by stać się nie tylko jednym z najlepiej blokujących graczy w lidze, ale też graczem niezwykle uniwersalnym po atakowanej stronie parkietu. To głównie dlatego władze klubu zdecydowały się poświęcić tak wysoki numer naboru właśnie na ledwie 20-letniego gracza.
Niestety jednak Holmgren nie zagrał w barwach Thunder ani jednego spotkania, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem sezonu doznał kontuzji stopy w meczu ligi Pro-Am. Uraz okazał się na tyle poważny, że konieczna była operacja, która wykluczyła go z gry w debiutanckich rozgrywkach.
Teraz jednak 20-latek jest już niemal w pełni gotów do powrotu na parkiet. – Okres rehabilitacji jest już tak naprawdę za mną. Teraz zaczynam coraz więcej grać 5-na-5 i mam coraz mniej ograniczeń – oznajmił Holmgren w rozmowie z dziennikarzami na koniec sezonu Thunder. To znakomita wiadomość dla fanów OKC, którzy bardzo chcieliby go zobaczyć w akcji już w tegorocznej edycji ligi letniej. Na ten moment decyzja w tej sprawie nie została jeszcze podjęta.
20-letni podkoszowy pozostawał blisko Thunder w trakcie sezonu zasadniczego. Był z zespołem na większości wyjazdów, często pokazując swoje niebywałe umiejętności na rozgrzewkach. A choć nie zagrał w NBA jeszcze ani jednego meczu, to przynajmniej wie już, jak wygląda codzienne życie w lidze. – To było dla mnie naprawdę bardzo cenne, że mogłem widzieć to wszystko z bliska. Miałem też miejsca w pierwszym rzędzie na zajęcia ze zdobywania punktów – dodał z uśmiechem.
Chodziło mu oczywiście o świetną postawę m.in. Gilgeousa-Alexandra, który ze średnią 31.4 oczek na mecz był czwartym najlepszym strzelcem w NBA. Kanadyjczyk sam nie może zresztą doczekać się tego, aż będzie mógł dzielić parkiet z młodszym kolegą. – On po prostu chce być świetny. To najważniejsza rzecz. Ma w sobie ogień, który jest naprawdę imponujący. Myślę, że z tego właśnie powodu będzie naprawdę świetnym koszykarzem – oznajmił lider młodej drużyny OKC.