Boston Celtics w 2022 roku wygrywali w finałach już 2-1, ale mistrzostwa nie zdobyli. Rok później chcieli wrócić do walki o tytuł, ale przegrali siódmy mecz finałów konferencji, choć mieli szansę stać się pierwszą w historii drużyną, która wróci z 0-3, gdy doprowadzili do starcia numer siedem w serii z Miami Heat. Po tamtej porażce menedżer Brad Stevens dokonał wielkich zmian w składzie zespołu. Teraz wytłumaczył, dlaczego postąpił w taki właśnie sposób.
Nie ma wątpliwości, że Boston Celtics to od lat ścisła czołówka NBA. Od wielu sezonów są blisko mistrzostwa. Jak do tej pory bezskutecznie próbują jednak powtórzyć sukces, który w historii klubu osiągali łącznie aż 17 razy. W wielkim finale zagrali w 2022 roku, a w ubiegłym roku byli o krok od powrotu do finałów. Mogłoby się wydawać, że mają w Bostonie pewną receptę na sukces i nie trzeba tam wiele, by udało się wreszcie osiągnąć ostateczny tryumf. Inaczej widział to jednak Brad Stevens, czyli menedżer Celtów. On obawiał się o stagnację.
— Zawsze myślimy nad tym, jak możemy stać się lepsi, ponieważ jeśli nie starasz się być lepszym, to inni pewnie cię dogonią. I tak nie byliśmy w odpowiednim miejscu jako drużyna, która chce grać w finale i bić się o mistrzostwo. Zawsze trzeba więc mieć na uwadze to, że inni mogą cię dogonić. Bycie naprawdę dobrym jest trudne i ulotne. Nic nie jest pewne, więc zawsze trzeba szukać sposób na poprawę. W większości przypadków można to zrobić od wewnątrz. Zmienić nieco atak albo obronę. Ale czasem przychodzi okazja z zewnątrz i po prostu trzeba być na to gotowym — stwierdził Stevens w rozmowie z portalem Heavy.
Menedżer Celtics odniósł się tym samym do swoich ruchów sprzed bieżącego sezonu, kiedy to najpierw ściągnął Kristapsa Porzingisa, a kilka miesięcy później dodał do składu także Jrue Holidaya. Z bostońskim klubem pożegnali się natomiast Marcus Smart, Malcolm Brogdon i Robert Williams III. To były duże zmiany składu Celtics, natomiast na razie wydaje się, ze Stevens trafił w dziesiątkę, bo Celtowie w nowej odsłonie radzą sobie znakomicie. W tej chwili mają na koncie 45 zwycięstw i 12 porażek, legitymując się najlepszym bilansem w lidze.
47-letni Stevens menedżerem Celtics został w 2021 roku, obejmując stanowisko z rąk Danny’ego Ainge’a. Wcześniej od 2013 roku pełnił funkcję pierwszego trenera. Co jakiś czas pojawia się więc temat jego ewentualnego powrotu na ławkę trenerską. Nie ma bowiem wątpliwości, że ze swoim doświadczeniem byłby on topowym kandydatem do pracy w czołowych zespołach NBA, ale też NCAA. Stevens przyznał, że myśli o tych kwestiach, natomiast skupia się przede wszystkim na swojej posadzie w Bostonie i nazywa się „szczęściarzem” z powodu pracy dla Celtics.
— Wiele osób pytało mnie, czy będę jeszcze kiedyś trenerem. Ja żyję z dnia na dzień i staram się po prostu jak najlepiej wykonywać moją pracę. Są pewne aspekty bycia trenerem, za którymi tęsknię, natomiast jest też mnóstwo rzeczy, które doceniam i które sprawiają mi przyjemność w pracy menedżera. Są plusy i minusy tak jak ze wszystkim. Jestem jednak wielkim szczęściarzem, że pracowałem dla Celtics jako trener, a teraz pracuję dla Celtics jako menedżer — zakończył Stevens.
Po więcej treści o Bostonie zaobserwuj mnie na twitterze –> @Timi_093
Dołącz też do polskiej społeczności kibiców Celtics –> grupa na Facebooku