Podobnie jak pozostałym drużynom NBA, również Chicago Bulls zostało raptem kilka tygodni do rozpoczęcia nowego sezonu. W rozgrywki 2024-25 ekipa z Wietrznego Miasta wejdzie w lekko odświeżonym składzie, co zapowiada początek długo oczekiwanej przebudowy zespołu. W rosterze wciąż znajduje się Zach LaVine, o którym niejednokrotnie mówiło się tego lata jako o zawodniku, którego Byki najchętniej by się pozbyły. Tymczasem wiele wskazuje na to, że sytuacja może się odmienić o 180 stopni.
W tegoroczny offseason Chicago Bulls weszli z kilkoma jasno określonymi celami, w tym znalezieniem odpowiedniej wymiany z udziałem Zacha LaVine’a. Ze względu na słabą postawę drużyny w minionych rozgrywkach, już wówczas szukano możliwości pozbycie się zbędnego balastu, za jaki uważany zaczął być dwukrotny uczestnik Meczów Gwiazd. Niestety, wszystkie plany musiały zostać odłożone w czasie ze względu na kontuzję kostki, która przedwcześnie zakończyła sezon dla 29-latka.
Tymczasem mamy wrzesień, a rzucający obrońca wciąż widnieje w składzie Bulls, mimo że kolejne rozgrywki zbliżają się coraz większymi krokami. Wprawdzie do ich rozpoczęcia zostało jeszcze blisko półtora miesiąca, wydaje się, że w Chicago zmienili zdanie co do przyszłości weterana. Konkretnie – nie zamierzają już na siłę szukać możliwości wypchnięcia go z klubu, tym bardziej, że chętnych i tak brak.
Według doniesień Joego Cowleya z Chicago Sun Times, Bulls robią co w ich mocy, by „naprawić relacje” z zawodnikiem. Fakt, że zdecydowali się na takie rozwiązanie dobitnie pokazuje, że na rynku transferowym nie ma chętnych na usługi Zacha, doświadczonego acz (zwłaszcza w ostatnim czasie) podatnego na kontuzje strzelca. Niemniej jednak, brak postępów w kwestii potencjalnej wymiany nie wydaje się zbytnio zaskakujący.
Przede wszystkim LaVine wkrótce skończy już 30 lat, a za nim najbardziej obfity w zdrowotne perypetie sezon w dotychczasowej karierze. Dla niego kampania skończyła się już w lutym, gdy musiał poddać się operacji kontuzjowanej kostki, po której do gry już nie wrócił. Poza tym, biorąc pod uwagę, jak bardzo jego gra opiera się na szybkości i atletyzmie, zrozumiałe jest, że wszyscy zastanawiają się, czy 29-latek wciąż będzie potrafił stanowić zagrożenie w ofensywie.
Nie da się ukryć, że przeszkodę dla ewentualnych zainteresowanych stanowi również niezbyt korzystny kontrakt obrońcy Bulls. Według danych Sportrac, przez następne dwa sezony średnie roczne zarobki doświadczonego koszykarza wyniosą około 44,5 mln dol., a w kolejnych rozgrywkach w grę będzie wchodzić również opcja zawodnika o wartości 48,9 mln dol. To uczciwa cena, gdyby Zach był w szczytowej formie, co wydaje się mocno wątpliwe. Także z powodu kontuzji rozgrywki 2023-24 były dla niego niezbyt udane. Średnio osiągał 19,5 punktu, 5,2 zbiórki oraz 3,9 asysty na mecz.
Wygląda więc na to, że Arturas Karnisovas i spółka nie mają większego wyboru, jak tylko spróbować „naprawić relacje” z weteranem, bowiem póki co obie strony wydają się być na siebie skazane. Czy to pomoże drużynie wrócić do fazy play-off po dwóch nieudanych sezonach? Czas pokaże. Pierwszą możliwość na nabranie rozpędu ku udanej kampanii Byki będą miały już 23 października, gdy na wyjeździe zmierzą się z New Orleans Pelicans.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.