Transfer Jamesa Hardena do Los Angeles Clippers w zasadzie od początku wywoływał skrajne emocje. Jedni powtarzali, że za sprawą tej wymiany Clippers są teraz jedną z najbardziej utalentowanych drużyn w historii. Inni zwracali uwagę, że talentu może i jest dużo, ale piłka wciąż jest tylko jedna. W tej drugiej grupie znalazł się choćby… P. J. Tucker, czyli zawodnik, który razem z Hardenem trafił do Clippers.
Sześć zwycięstw w 14 meczach mają na koncie Los Angeles Clippers z Jamesem Hardenem w składzie. Nie jest to bilans idealny. Ba, takie wyniki dobitnie pokazują, że przed kalifornijskim zespołem jeszcze mnóstwo pracy, aby to miało się udać. Od samego początku było jednak niemal pewne, że Clippers będą mieli kłopoty z pogodzeniem tylu gwiazd NBA w jednym zespole. Potrzeba czasu, żeby gwiazdy zgrały się ze sobą, ale na razie w Los Angeles mają kłopoty, żeby to wszystko zadziałało.
Jednym z głównych problemów jest to, że każda z czterech gwiazd Clippers potrzebuje piłki w rękach, aby być jak najbardziej efektywnym, a przecież piłka jest tylko jedna. Jak się okazuje, nawet wewnątrz drużyny są więc głosy, które powątpiewają w słuszność konstrukcji zespołu.
Otwarcie mówi o tym P. J. Tucker.
— Na tej planecie naprawdę nie ma tylu piłek, żeby wystarczyło dla tej drużyny — oznajmił.
Tucker trafił do Los Angeles razem z Hardenem, ale Clippers nie są w stanie znaleźć dla niego roli. On jednak na pewno nie potrzebuje piłki w rękach, czego nie można powiedzieć o innych zawodnikach. Rozwiązać ten problem chciał Russell Westbrook, który sam zaproponował, że zrezygnuje z funkcji startera i zostanie rezerwowym, ale przynajmniej na razie nie przyniosło to pożądanych efektów. LAC z bilansem 9-10 zajmują w tej chwili 9. miejsce w tabeli konferencji zachodniej.
Dość powiedzieć, że Kawhi Leonard i Paul George wreszcie są zdrowi i grają kolejne mecze, co w przeszłości nie było przecież wcale regularnym zjawiskiem, a mimo tego Clippers nadal nie radzą sobie zbyt dobrze. Wydaje się więc, że diagnoza Tuckera może być całkowicie trafiona, a to byłaby dla kalifornijskiej ekipy fatalna wiadomość. Podopieczni trenera Tyronna Lue mają jeszcze trochę czasu, aby znaleźć wspólny język, lecz zegar tyka, a piłek do gry na pewno nie przybędzie.