Bronny James Jr. został wybrany w zeszłorocznym drafcie, co oczywiście było aktem nepotyzmu ze strony jego ojca, który marzył o zagraniu na parkietach NBA wspólnie w jednej drużynie ze swoim dzieckiem. Gdyby LeBron James był młodszy o kilka lat w momencie, gdy jego syn mógł już oficjalnie przystąpić do draftu, niekoniecznie musiałby forsować jego jak najszybsze dołączenie do najlepszej ligi świata. Jak ta decyzja wpłynęła na obecną rolę w NBA Bronny’ego?
Na dzisiaj Bronny nie jest graczem kalibru NBA, a tylko ciekawostką i graczem na garbage time
To brutalne, ale Bronny James Jr. musi przebyć jeszcze długą drogę, żeby okazać się, chociażby (!) wartościowym zmiennikiem w średniej drużynie NBA — a i to nie powinno być brane za pewnik. Chciałbym z góry zaznaczyć, że personalnie nic do chłopaka nie mam. Ba! Nawet mu kibicuję, by choć trochę wyszedł z cienia ojca i napisał swoją własną historię. Nie każdy przecież może być gwiazdą, a koszykówka to przecież sport zespołowy.
W swoim rookie sezonie wystąpił w 27. meczach w NBA, z czego raz w wyjściowej piątce. Średnio na ligowych parkietach spędzał w tym czasie tylko sześć-siedem minut. Statystycznie oddawał dwa i pół rzutu na mecz, z czego połowa tej liczby to były próby zza łuku.
Na pewno dane liczbowe nie są dla niego zbyt przychylne, bowiem ten wyniósł z pierwszego sezonu skuteczność z gry na poziomie 31.3% & 28.1% za trzy punkty. Katastrofalny wynik, zwłaszcza że najczęściej dostawał „ogony” w końcówkach od J.J. Redicka, gdzie po drugiej stronie za przeciwników miał już słabszych graczy do ogrania.
Jego występy w G League to zupełnie inna historia. South Bay Lakers byli z nim na parkiecie plusowi, a sam Bronny zdobywał +20 punktów oraz +5 zbiórek i asyst. Grał również efektywnie w ataku, bo podciągnął skuteczność z gry do 44%, a zza łuku trafiał na 38%. Potrafił również wykorzystać swoje warunki fizyczne do gry w defensywie, gdzie średnio dwa razy na mecz kradł piłkę rywalom.
Powinien zostać dłużej na uniwersytecie czy oswajać się jak najprędzej z NBA?
Bronny nie był złym prospektem w czasach licealnych. Na rok przed pójściem do college’u i NCAA był typowany nawet jako top10 draftu 2024 w niektórych „mockach”. Ostatecznie poszedł z numerem 55. w końcówce drugiej rundy, a gdyby nie nazwisko, to pewnie zostałby i tam całkowicie pominięty.
Bardzo często jednak dobrzy licealiści odbijają się od koszykówki uniwersyteckiej, a Ci — którzy nie błyszczeli od najmłodszych lat — mają jeszcze szansę się wybić (tu przykład, chociażby Dennisa Rodmana).
Stąd wprowadzenie limitu wiekowego w dołączeniu do NBA (warunek to skończone 19 lat lub rozegranie sezonu w koszykówce uniwersyteckiej, by móc przystąpić oficjalnie do draftu) ma dla klubów bardzo dużo sensu. Świętej pamięci Kobe Bryant został wzięty ze szkoły średniej i wyszło kapitalnie, więc inne drużyny z ligi podpatrzyły ten trend i często „nacinały” się przy wysokich wyborach w drafcie na nieoszlifowane przez college diamenty.
Bohater niniejszego artykułu zarobił kolosalne pieniądze przy okazji gry w NCAA, między innymi za sprawą sponsorów, ale jeśli chodzi o rezultat sportowy to delikatnie mówiąc – nie popisał się. Występował w USC Trojans, gdzie również miał drastyczne problemy z celownikiem – niecałe 37% FG, 27% 3P oraz 68% FT.
Był w roli zmiennika prawie cały rok. Na jego korzyść grało to, że mimo niskiego nawet jak na guarda NBA wzrostu był genialnie zbudowany i miał nie najgorszy rozstaw ramion oraz był nieźle przygotowany pod względem motorycznym. Nie szukałbym w nim wówczas na siłę ballhandlera, a raczej catch&shootera (mimo że ten lepiej czuł się z piłką w dłoniach, niż np. ścinając bez piłki).
Tutaj przychodzi myśl, czy LeBron James wraz z synem (po oczywistych konsultacjach) zrobili słusznie, podejmując decyzję o zgłoszeniu Bronny’ego do draftu. Z jednej strony skoro była szansa na angaż, to czemu by z niej nie skorzystać? Zwłaszcza że to było marzenie, cel do osiągnięcia.
Dodatkowo na pewno więcej podłapiesz od największych gwiazd na zwykłych treningach niż w oficjalnych meczach uniwersyteckich. Taki Cam Thomas z Brooklyn Nets nie grał zbyt dużo po dołączeniu do NBA, ale z drugiej strony jednostki treningowe z Jamesem Hardenem czy Kyriem Irvingiem wpłynęły znacząco na jego rozwój i to, jakim typem guarda jest dzisiaj.
Z drugiej strony kolejny rok, a może nawet lata w NCAA mogły sprawić, że Bronny by się niesamowicie rozwinął, zwłaszcza że mniejsze drużyny stawiają na bardzo zespołowy basket i często są porównywane do szwajcarskich zegarków — zwłaszcza w tych szkołach, gdzie nie zatrudnia się wysokich prospektów, wokół których prowadzona jest gra, a stawia się za to na kolektywy.
Taki Cameron Johnson, który świeżo przeszedł do Denver Nuggets i był jednym z najbardziej rozchwytywanych wingów na rynku, zanim dołączył do ligi spędził aż pięć sezonów w NCAA (tzw. senior), gdzie w ostatnim roku był w zdecydowanym peaku. Walter Clayton Jr. dołączył w tym lecie do Utah Jazz po czterech sezonach, tuż po zwycięstwie w March Madness z zespołem z Florydy.
Moglibyśmy gdybać i dywagować o przeszłych decyzjach, ale skupmy się na teraźniejszości. O Bronnym zrobiło się głośno przy okazji tegorocznej ligi letniej!
Młodszy z Jamesów zrobił widoczny postęp względem wejścia do NBA, co gołym okiem widać w Summer League. Wygląda dużo pewniej siebie i jest bardziej efektywny, mimo że nawet w tym turnieju zdarzały mu się gorsze występy, co tylko wskazuje na jego chimeryczną formę i dyspozycję dnia.
W przyszłym sezonie powinien dostawać więcej minut od trenera w sezonie regularnym, o ile nie będzie znikał w tych momentach. W Los Angeles Lakers cierpliwość nie jest na tak wysokim poziomie, nawet dla syna czynnej legendy, niż w przypadku organizacji z mniejszych rynków. To tylko kolejny etap w rozwoju zawodnika, w przypadku którego będzie ich jeszcze wiele. Na pewno władze „Jeziorowców” cieszy, że ich młodzieniaszek nie zastyga w tym aspekcie i pokazuje coś nowego.
Na koniec dodam, że nie spodziewam się rozstania z Bronnym, który podpisał wieloletni gwarantowany kontrakt z marszu, dopóki sam LBJ będzie grał w żółtej koszulce. Nawet jeśli ten będzie zawodził i nie sprosta oczekiwaniom (które i tak, umówmy się, nie były i dalej nie są wygórowane). Raczej rozstanie za sprawą wymiany przed końcem bieżącej umowy jest bardzo mało prawdopodobne ze względu na stosunki między jego tatą a organizacją.