Wszyscy pamiętamy niepotwierdzoną do końca plotkę, jakby przed tegorocznym draftem Rich Paul, miał kontaktować się z drużynami NBA próbując przekonać je, żeby nie wybierały Bronny’ego Jamesa, którego miały interesować tylko dwa kierunki – Los Angeles Lakers i Phoenix Suns. Nawet jeśli były to tylko pomówienia, syn LeBrona ostatecznie wylądował w Mieście Aniołów, gdzie dołączył do swojego sławnego ojca. Wciąż jednak bez odpowiedzi pozostaje pytanie czy w nadchodzącym sezonie zobaczymy go na parkietach najlepszej ligi świata.
Kończąc szkołę średnią Bronny James był wysoko wycenianym talentem, któremu prognozowano bycie wybranym w pierwszej rundzie draftu. Niestety, zeszłego lata podczas jednego z treningów doznał zatrzymania akcji serca. Ostatecznie skończyło się na strachu i syn LeBrona Jamesa dostał zielone światło na powrót do koszykówki, jednak był tylko rezerwowym w drużynie USC Trojans. Wielu wątpiło czy w ogóle jeszcze ma szanse na NBA.
Ostatecznie jednak dobre wyniki podczas draft combine sprawiły, że Bronny został wybrany z 55. numerem przez Los Angeles Lakers, gdzie dołączył do ojca. Niezależnie od tego, ile w tym było pomocy ze strony LBJa i agenta Richa Paula, 19-latek znalazł się w gronie świeżo upieczonych zawodników NBA. No i otrzymał sowity kontrakt, znacznie przewyższający pod względem liczb umowy zazwyczaj otrzymywane przez chłopaków wybranych pod koniec drugiej rundy draftu.
Zanim jeszcze jednak James Jr został oficjalnie zawodnikiem NBA, przywoływany wcześniej Rich Paul miał zapowiedzieć w mediach, że jego i jego klienta nie interesuje kontrakt typu two-way oznaczający w praktyce, że najpewniej większą część sezonu zawodnik spędzi na zapleczu, w G League. Wygląda jednak na to, że przynajmniej sam Bronny wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, że pod wieloma względami jest jeszcze zbyt słaby na najlepszą ligę świata.
– Po prostu nie mogę się doczekać jakiejkolwiek gry w koszykówkę – bez względu na poziom, na którym gram. Czuję, że obecnie jestem w lekkim dołku – stwierdził w rozmowie z Dave’em McMenaminem z ESPN.
Nie da się ukryć, że w wypowiedzi 19-latka jest sporo prawdy. Trudno powiedzieć, że dobrze sobie radzi nawet w Lidze Letniej, gdzie jeszcze nie musi występować przeciwko najlepszym zawodnikom NBA. W swoim zaledwie drugim występie w trykocie Jeziorowców Bronny nie potrafił znaleźć odpowiedniego rytmu, kończąc zawody z zaledwie ośmioma punktami (3/14 z gry) i aż trzema stratami.
Również po defensywnej stronie parkietu, choć miewał przebłyski, syn LeBrona często zostawał ograny przez rywala lub po prostu się gubił. Można stwierdzić, że dla wciąż nastoletniego chłopaka stawiającego swoje pierwsze kroki na najwyższym poziomie to nic niezwykłego i trudno już teraz oceniać jego przyszłość. W końcu kiedy ma popełniać błędy jeśli nie teraz? Inna sprawa, że tego typu początki nie mogą jednak napawać optymizmem, więc przynajmniej w najbliższej przyszłości Bronny wydaje się być skazany na G League.
Przyczyną jego słabszej dyspozycji może być też drobna kontuzja odniesiona już na samym początku przygody z Ligą Letnią, która z pewnością nie pozostała bez wpływu zwłaszcza na jego formę strzelecką. To jednak tylko detal, który nie może ukryć faktu, że, o ile Jamesowi nie można odmówić talentu, jest wciąż bardzo młody i niedoświadczony i zdecydowanie potrzebuje ogrania, zanim będzie gotowy na rywalizację na poziomie NBA.
To samo zresztą twierdzi sztab szkoleniowy Lakers, który jest daleki od tego, by już teraz postawić na 19-latku przysłowiowy krzyżyk. – No cóż, przed nim jeszcze długa kariera. To dopiero początek. Staramy się wzbudzać u tych młodych chłopaków [pewność siebie] i utrzymać ją w ich głowach. Czeka nas wszystkich długa droga – powiedział Dane Johnson, trener Lakers podczas tegorocznej Ligi Letniej.
Nawet jeśli Bronny nigdy nie dorówna sławnemu ojcu, w drużynie wydają się nawet po nim tego nie oczekiwać. Wręcz przeciwnie – widzą w byłym zawodniku USC Trojans raczej cennego zawodnika rotacyjnego po obu stronach parkietu, potrafiącego dostosować się do rytmu gry oraz wywierać presję w obronie na tyłach.
W związku z powyższym, gra dla South Bay Lakers w G League na chwilę obecną może być najlepszym rozwiązaniem dla obu stron. Jamesowi dałoby to czas gry, którego potrzebuje i możliwość rozwoju za kulisami, z daleka od dyskusji na temat tego, czy zasługuje na miejsce w rotacji LAL. Organizacja z kolei będzie mogła w spokoju pracować nad rozwojem swojego młodego zawodnika do czasu aż sztab szkoleniowy dojdzie do wniosku, że Bronny jest gotowy na NBA. Wtedy już tylko od niego będzie zależało, czy wykorzysta swoją szansę.
PROBASKET na WhatsAppie
Czy wiesz, że PROBASKET ma kanał na WhatsAppie? Chcielibyśmy go rozwijać, ale nie uda nam się to bez Waszej pomocy!
Kanały na WhatsAppie to nowa forma komunikacji. Można powiedzieć, że jednokierunkowa, dlatego, że nie ma możliwości ich komentowania. Jedni powiedzą, że to bez sensu, a dla drugich może to się okazać bardzo ciekawe rozwiązanie, gdzie nie będą rozpraszać ich opinie innych osób.
Dla nas ważne jest też to, że chcielibyśmy przekroczyć granicę 1000 obserwujących. Wtedy WhatsApp sam zacznie nas promować w wyszukiwaniach. Więc jeśli tylko korzystasz z WhatsAppa i lubisz czytać PROBASKET, to prosimy o zaobserwowanie naszego kanału. Dziękujemy