Do zakończenia tegorocznego offseasonu zostaje już coraz mniej czasu, więc generalni menadżerowie zaczynają wprowadzać w życie ostatnie przymiarki transferowe przed rozpoczęciem nowego sezonu. Nie może dziwić, że szczególnym zainteresowaniem cieszą się w ostatnich tygodniach zawodnicy, którzy wyróżniali się na parkietach Francji podczas zakończonych nie tak dawno temu igrzysk olimpijskich.
Pierwszym z zawodników, którzy zasłużyli na swoją szansę okazał się być Yuki Kawamura. Filigranowy (173 centymetry wzrostu) rozgrywający z Japonii zdecydowanie wyróżniał się podczas najważniejszej sportowej imprezy czterolecia. 23-latek szczególnie zaimponował podczas meczu przeciwko reprezentacji Francji, który – nie zważając na przewagę wzrostu rywali, ze szczególnym uwzględnieniem Victora Wembanyamy – zakończył z dorobkiem 29 punktów, siedmiu zbiórek, sześciu asyst i przechwytu. Koszykarz z Kraju Kwitnącej Wiśni wpadł w oko skautom Memphis Grizzlies, dzięki czemu mógł podpisać kontrakt typu Exhibit 10, a na obozie przedsezonowym dostanie szansę, by powalczyć o coś więcej. I nie jest w tym bez szans.
Najbardziej medialny przykład? Guerschon Yabusele. Reprezentant gospodarzy zasłynął przede wszystkim splakatowaniem samego LeBrona Jamesa, lecz na tym jego zasługi w wywalczeniu przez Les Bleus srebrnych medali dopiero się zaczynają. Były koszykarz Boston Celtics był jednym z motorów napędowych swojej drużyny, a zdaniem wielu wręcz jej najlepszym zawodnikiem. Jego marzenie o powrocie do najlepszej ligi świata, którego nie ukrywał, również się spełniło. Na początku mówiło się o zainteresowaniu ze strony Cleveland Cavaliers, lecz ostatecznie Francuz związał się z Philadelphia 76ers, gdzie dołączy do swojego niedoszłego reprezentacyjnego kolegi, Joela Embiida.
Już wkrótce tą samą drogą może pójść kolejny z wyróżniających się na igrzyskach koszykarzy. Wydawać by się mogło, że Golden State Warriors w zasadzie zakończyli swoje działania w offseasonie, uzupełniając skład zawodnikami mającymi pomóc w walce o kolejne mistrzostwo. Mimo że Klay Thompson odszedł do Dallas Mavericks, w ramach wolnej agentury udało się pozyskać Buddy’ego Hielda, De’Anthony’ego Meltona i Kyle’a Andersona, którzy w założeniu mają grać jako kluczowe wsparcie obok Stephena Curry’ego i Draymonda Greena. Mając jedno wolne miejsce w składzie, Warriors zaprosili na treningi wielu weteranów, w tym także Bruno Caboclo.
Brazylijski podkoszowy, podobnie jak jego francuski kolega po fachu, od dawna nie ukrywał, że chciałby jeszcze kiedyś zagrać w NBA. Niewykluczone, że już wkrótce będzie miał taką możliwość. Chociaż 28-latek rozważa już ofertę kontraktu od izraelskiego Hapoelu Shlomo Tel Awiw, nie odmówił propozycji treningu z ekipą Wojowników. Daniel Hazan, agent zawodnika, oficjalnie potwierdził, że jego klient zostanie w San Francisco do czwartku i „ma zamiar” zasłużyć na podpisanie umowy.
Jeśli wszystko pójdzie z planem, Caboclo da sobie drugą szansę w najlepszej lidze świata. Po raz pierwszy dołączył do niej w 2014 roku, wybrany z dwudziestym numerem draftu przez Toronto Raptors. 18-letni wówczas chłopak z Kraju Kawy miał być diamentem, który w Kanadzie zostanie oszlifowany, lecz zdarzały się osoby, które wątpiły w potencjał mało znanego dzieciaka. Jednym z nich był Fran Fraschilia, który wyraźnie dał do zrozumienia, że jego zdaniem Bruno „jest dwa lata od bycia dwa lata od gotowości do gry w NBA”. Innymi słowy – zdaniem wspomnianego analityka Brazylijczyk był wówczas bardzo daleki od osiągnięcia wymaganego poziomu.
Wprawdzie Caboclo spędził w w NBA blisko siedem lat, reprezentując barwy Raptors, Sacramento Kings, Grizzlies i Houston Rockets, szanse na grę jakie otrzymywał były zazwyczaj minimalne. Nawet w Tennessee, pomimo obiecującego początku, na dłuższą metę nie przebił się w hierarchii. Jego kariera w najlepszej lidze świata zatrzymała się póki co na 105 występach (tylko 20 w pierwszej piątce), w których osiągał średnio 4,2 punktu oraz 2,6 zbiórki. Trafiał 40,3% wszystkich rzutów z gry, w tym 30.8% z dystansu.
Po tym, jak w styczniu 2021 Bruno został zwolniony przez Rockets, postanowił wyjechać do Europy. Nie licząc blisko rocznej przerwy na występy w ojczystym Sao Paulo FC i krótkiego epizodu w G League (Capitanes de Ciudad de Mexico), widziany był we Francji, w Niemczech, we Włoszech i w Serbii, gdzie reprezentował barwy Partizana Belgrad, z którym – jak się wydaje – rozstał się w niejasnych okolicznościach. W czerwcu bieżącego roku Caboclo samowolnie, tłumacząc się ważnymi sprawami osobistymi, opuścił drużynę w połowie serii play-off ligi serbskiej. Wprawdzie w drużynie chcieli przymknąć na to oko, a sam prezydent mówił, że brazylijski podkoszowy jest w niej mile widziany na następny sezon – wiele wskazuje na to, że jego następnym przystankiem będzie wyjazd do Izraela albo powrót do NBA.
We Francji Caboclo wcielił się w rolę lidera kadry narodowej. Wystąpił tam w czterech spotkaniach, zapisując na swoje konto średnio 17,3 punktu i 7 zbiórek na mecz. Pomimo niezbyt chlubnego bilansu wynoszącego 1-3 i porażki ze Stanami Zjednoczonymi w ćwierćfinale turnieju, 28-latek nie miał się czego wstydzić. W starciu z późniejszym triumfatorem zaliczył 30 „oczek” i zebrał sześć piłek, więc można się spodziewać, że na jego wspomnienie przynajmniej części reprezentantów NBA w głowie brzmią słowa popularnej piosenki z animacji Disneya. Konkretnie: „Nie mówimy o Brunie”. Niewykluczone jednak, że już wkrótce spotkają się z nim ponownie, jeśli Warriors zdecydują się na złożenie oficjalnej oferty.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.