Tuż przed zakończeniem 2024 roku doszło do tego nieprzyjemnego skądinąd momentu, gdy jeden z trenerów pracujących w NBA musiał pożegnać się z posadą. Pechowcem, który jako pierwszy w tym sezonie poznał smak zwolnienia okazał się pracujący w Sacramento Kings Mike Brown. Pytanie tylko, czy władze organizacji z Kalifornii zachowały się fair wobec byłego już pracownika i nie pospieszyły się z pożegnaniem go?
O tym, że 54-letni szkoleniowiec znalazł się w gronie bezrobotnych pisał już w tym miejscu Piotr. Nie czekając nawet do początku 2025 roku, Sacramento Kings zdecydowali się na zwolnienie Mike’a Browna w połowie jego trzeciego sezonu pracy z drużyną. Czarę goryczy przelała zapewne seria aż pięciu porażek z rzędu. Generalny menedżer Monte McNair rzekomo próbował dać do zrozumienia, że mimo wszystko była to „trudna decyzja”, lecz informacje płyną z prześmiewczego konta, więc trudno to uznać za prawdziwą wypowiedź. Jedno, co wiadomo na pewno, to że posadę pierwszego trenera tymczasowo obejmie dotychczasowy asystent Doug Christie.
Najciekawszy w tym wszystkim jednak jest sposób pożegnania ze szkoleniowcem, który jeszcze w 2023 po raz drugi w karierze został wybrany trenerem roku w NBA po tym, jak po 17 latach przerwy wreszcie wprowadził Kings do fazy play-off. W dniu zwolnienia Brown zdążył jeszcze poprowadzić trening i porozmawiać z mediami, lecz w drodze na lotnisko, skąd miał dotrzeć na mecz z Los Angeles Lakers, przekazano mu tę przykrą informację. Telefonicznie.
Abstrahując już od braku klasy, jakim nie po raz pierwszy w swojej historii wykazali się włodarze organizacji z Sacramento, trudno stwierdzić, by ich decyzja spotkała się z publiczną aprobatą, czy nawet zrozumieniem. W obronę 54-latka wzięli nawet koledzy po fachu, którzy pozwolili sobie publicznie skrytykować zachowanie władz Kings.
– [Nie jestem zaskoczony], z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli pracujesz w NBA jako główny trener, wina za niepowodzenia zawsze spadnie na ciebie. Gdy Kings wygrywają, zasługi są przypisywane [Domantasowi] Sabonisowi czy [De’Aaronowi] Foxowi, lecz już gdy przegrywają, cała wina spada na Mike’a Browna. Tak to działa – wyjaśnił trener Denver Nuggets, Michael Malone.
53-latek doskonale wie, co mówi. Zanim objął posadę szkoleniowca Bryłek, sam był zatrudniony w Sacramento. On także pożegnał się z posadą w grudniu (2014 roku) po tym, jak nikogo w organizacji nie zadowolił start sezonu z bilansem 11-13. Malone dodał również, że decyzję o jego zwolnieniu podjęła „ta sama osoba”, po czym dał jeszcze większy upust emocjom, mówiąc: – Brak klasy, brak jaj. Tak to skomentuję.
W podobnym tonie wypowiedział się Steve Kerr. Szkoleniowiec Golden State Warriors doskonale zna Browna, który był jego asystentem w latach 2016-22. Selekcjoner mistrzów olimpijskich również przyznał, że nie potrafi zrozumieć decyzji podjętej przez Kings.
– Kiedy pomyślisz, gdzie ta organizacja była, zanim Mike tam trafił i jaką pracę tam wykonał wraz ze swoim sztabem – to po prostu zwyczajnie szokujące. Wiem, że mieli teraz gorszy okres, ale tak wygląda gra w NBA. Wszytkie drużyny miewają słabsze momenty. Z drugiej strony wiadomo też, że taka jest natura tego biznesu. Mimo wszystko to szokujące, że facet, który jeszcze półtora roku temu jednogłośnie został wybrany najlepszym trenerem w lidze, zostaje w taki sposób pożegnany – powiedział dziewięciokrotny mistrz NBA, a to wciąż dopiero początek. Stronę Mike’a wzięli też inni trenerzy, którzy wciąż pracują – lub pracowali – w najlepszej lidze świata.
– Miałem przyjemność współpracować z Mike’em, gdy po raz pierwszy dołączyłem do Indiany. To jeden z symboli uczciwości w tym zawodzie. Jestem absolutnie zszokowany tą decyzją, ale wiem też, że on sobie poradzi. Ale jeśli spojrzysz na pracę, którą wykonał, i na zmiany, jakie wprowadził, naprawdę trudno uwierzyć, że podjęto taką decyzję. Każdy ma jednak prawo do własnego wyboru. Mike to wspaniały człowiek i wybitny spec od koszykówki, jeden z filarów naszego zawodu. Najwyższy czas, by poszedł dalej – stwierdził Rick Carlisle z Indiana Pacers.
– Po pierwsze, w pewnym sensie zawsze istnieje takie ryzyko. Po drugie, nadal nie wyjaśnia to w żaden sposób tej decyzji, ponieważ gdy [Brown] tam był, osiągnął bilans w okolicach 107-88. Poprzez to, co robił, zmienił trochę kulturę tej drużyny. Mówię to nie jako kolega po fachu, ale jako bliski przyjaciel. Uważam go za swojego mentora. Wiem, że jest świetnym trenerem, któremu bardzo zalezy i zdaję sobie sprawę, że pomógł utorować drogę wielu z tych, którzy obecnie pracują w lidze. To boli, ponieważ wiem jakim jest facetem i co sobą reprezentuje, co zrobił dla tej gry i dla niektórych z nas, którzy wciąż siedzą w fotelach trenerskich. Wszystko sprowadza się do zrozumienia natury tego biznesu. Bierzesz na siebie odpowiedzialność i niezależnie od wszystkiego musisz zaakceptować to, co przyniesie los – dodał Jamahl Mosley z Orlando Magic.
– To nigdy nie jest przyjemny widok. Mimo wszystko to część procesu, przez który przechodzi czasem każdy z nas. Tym bardziej jednak przykro słyszeć o czymś takim, bo Mike to wspaniały człowiek i świetny trener – skomentował Tom Thibodeau z New York Knicks.
Powyższe wypowiedzi wyraźnie wskazują, że chyba wszyscy trzymają stronę Browna i są zdania, że nie powinien zostać zwolniony, a na pewno nie w tak kuriozalny sposób. Poinformowanie kogoś telefonicznie o tym, że wylatuje z posady, to jak zerwanie ze swoją drugą połówką za pomocą SMS-a – żenada.
Z drugiej strony czego innego można się było spodziewać akurat po tej drużynie, dla której takie zachowanie to nie pierwszyzna? Ewidentnie wykazali zero wdzięczności dla trenera, który wprowadził ich tam, gdzie dawno ich nie widziano, a przy pierwszym potknięciu zdecydowano się mu podziękować za współpracę, nie dając szans na wyjście z kryzysu. Inna sprawa, że z pustego nawet Salomon nie naleje.
Nie trzeba mikroskopu, by spostrzec, że Kings to źle skomponowana drużyna, a dołączenie do niej DeMara DeRozana jeszcze pogorszyło sytuację. Tu nie trener był problemem, więc jego zwolnienie najpewniej nic nie zmieni. Właściciel drużyny, Vivek Ranadive, powinien pójść po rozum do głowy i zdecydować, czy jego organizacja rzeczywiście zmierza w dobrym kierunku. Pytanie czy będzie potrafił to zrobić? Innego zdania jest George Karl, były trener Sacramento, który pożegnał się z posadą po tym, jak jego podopieczni nie awansowali do play-offów w sezonie 2015-16.
– Ten sam właściciel. Te same metody. Nic się nie zmieni – napisał na swoim koncie na portalu X (dawniej Twitter) i ta wypowiedź może posłużyć za idealne podsumowanie.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!