W poprzednim sezonie Phoenix Suns prezentowali się zdecydowanie poniżej oczekiwań, a ich przygoda z play-offami zakończyła się już w pierwszej rundzie. Bradley Beal zachowuje jednak pewność siebie i twierdzi, że bez plagi kontuzji Słońca byłyby najlepszą ekipą Konferencji Zachodniej.
Oczekiwania wobec Phoenix Suns przed rozpoczęciem rozgrywek 2023/24 były ogromne, co było jednak całkowicie zrozumiałe. Do Kevina Duranta i Devina Bookera dołączył bowiem Bradley Beal, z kolei powiew świeżości pod koszem miał zapewnić Jusuf Nurkić. Właściciel ekipy z Arizony chciał mieć pewność, że jego zespół włączy się do walki o najwyższe laury i dlatego właśnie postawił na gwiazdorski tercet.
Suns nie mogli jednak odnaleźć płynności i optymalności w swojej grze, a pod koniec grudnia znajdowali się na odległym 11. miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej, a za ich plecami plasowały się jedynie zespoły bez ambicji nawet na udział w play-offach. Ostatecznie podopieczni zwolnionego już Franka Vogela zajęli 6. lokatę (49-33) ze stratą ośmiu zwycięstw do Oklahoma City Thunder i Denver Nuggets (57-25).
W rozmowie na łamach ostatniego odcinka podkastu Run Your Race Beal sugeruje, że za rozczarowującym sezonem Słońc stoi plaga kontuzji i nieregularne występy trzonu zespołu. Gdyby udało się tego uniknąć, to Phoenix — jego zdaniem — byliby czołowym zespołem Zachodu.
– Opuściłem 30 spotkań, a i tak odnieśliśmy 49 zwycięstw. Nie mówię, że wygralibyśmy każdy mecz ze mną w składzie. Jeżeli jednak zagrałbym w chociaż połowie [z tych 30], to bylibyśmy „jedynką” Zachodu albo chociaż o tę pozycję zaciekle rywalizowali – zapewnia obrońca Suns.
Beal podkreśla również, że w około 10-15 meczach zabrakło też Duranta. Pomylił się on jednak w swoich szacowaniach. KD opuścił bowiem zaledwie siedem spotkań sezonu zasadniczego, choć należy przyznać, że w poprzednich latach miał już poważne problemy zdrowotne. W trakcie trzech kolejnych sezonów (2020/21 – 2022/23) skrzydłowy zaliczał kolejno 35, 55 oraz 47 występów.
Booker rzeczywiście opuścił 14 spotkań, przez co gwiazdorski tercet KD-Book-Beal miał ograniczone możliwości do wspólnej gry. Obrońca Phoenix zapomina jednak o jednym. Nawet jeżeli Suns udałoby się zająć lepszą pozycję na koniec sezonu zasadniczego, to przecież w starciu pierwszej rundy z Minnesota Timberwolves dostępni byli wszyscy kluczowi zawodnicy Słońc, a i tak seria zakończyła się ich porażką 0-4.
Beal wspomina również okoliczności swojego transferu do Phoenix. Obrońca trafił do Arizony po ponad 10 latach spędzonych w Washington Wizards, gdzie trzykrotnie otrzymywał nominację do meczu gwiazd i raz znalazł się w trzecim zespole All-NBA, ale nigdy nie udało mu się dotrzeć z Czarodziejami do finału Konferencji Wschodniej.
– Po pierwsze, Phoenix nie było początkowo w moich planach – przyznał obrońca, który używając baseballowej terminologii wyjaśnił następnie, że w grze były przede wszystkim Miami Heat oraz Milwaukee Bucks. – Miami nie chcieli z jakiegoś powodu tego zrobić, nie wiem czemu – dodaje zawodnik.
Beal dodaje również, że był bliski przenosin do Milwaukee Bucks i ujawnia, że w przypadku takiego transferu do stolicy Stanów Zjednoczonych trafiłby m.in. Khris Middleton, który musiałby skorzystać z opcji zawodnika.
– Nie znam wielu ludzi, którzy zdecydowaliby się na transfer do DC. Chodzi tu o lojalność. Wymiana kogoś, kto w poprzednim roku wygrał wam mistrzostwo i był jego głównym elementem… to po prostu mi nie pasowało. Mogę wypełnić rę rolę, ale nie podobało mi się to, jak to wyglądało – mówi Beal o potencjalnym transferze do Milwaukee.
Middleton przedłużył ostatecznie umowę z Bucks, a ci po transferze Damiana Lillarda również nie są w stanie włączyć się do walki o mistrzowski tytuł. Wygląda na to, że nadchodzące rozgrywki mogą być ostatnią szansą dla obecnego trzonu, co może być też wspólnym elementem Milwaukee i Phoenix.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.