Problemy zdrowotne to najgorsze, co może stanąć na drodze profesjonalnego sportowca. Nie inaczej jest w przypadku NBA, w której urazy zrujnowały fantastycznie zapowiadające się kariery. W poprzednim sezonie regularnie dotykały one Paula George’a, przez co poziom jego gry drastycznie spadł. Zawodnik Sixers czuje jednak, że powoli odzyskuje swój ogień.
Choć Philadelphia 76ers wciąż nie znajdują się w takim położeniu, na jakie liczyli w ostatnich latach, to ich sytuacja prezentuje się znacznie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu. Największym sukcesem ostatnich dni jest bez wątpienia powrót Paula George’a, który po kiepskim początku znów zaczął przypominać dawnego siebie.
Cztery ostatnie mecze zawodnika Philly przełożyły się na średnie na poziomie 22,5 punktu, 5,3 zbiórki oraz 4,0 asyst na mecz, co w porównaniu z wcześniejszymi występami w bieżących rozgrywkach (13,5 PPG, 4,8 RPG, 2,8 APG) stanowi znaczną poprawę.
— Byłem po prostu zdrowszy. W poprzednim sezonie sporo się działo. Próbowałem pozałatać kilka powstałych dziur. W tym roku z moim zdrowiem jest zdecydowanie lepiej i czuję, że mogę grać swoją koszykówkę. Czuję, że mogę być sobą — mówi o swojej grze 35-latek.
W ostatnim meczu przeciwko Atlanta Hakws skrzydłowy Sixers zakończył z dorobkiem 35 oczek, czterech zbiórek i trzech asyst, będąc tym samym najlepszym ofensywnym zawodnikiem swojego zespołu pod nieobecność Tyrese’a Maxeya. Choć debiutant VJ Edgecombe dorzucił 26 punktów, a Joel Embiid odnotował double-double w postaci 22 punktów i 14 zbiórek, to ekipa z Filfadelfii i tak musiała uznać wyższość Jastrzębi.
George wspomina, że kiedy przez problemy zdrowotne i brak regularnej gry na parkiecie prezentował się fatalnie, był zaskoczony tym, jak szybko zmieniła się jego pozycja w hierarchii i jak momentalnie w ligowym środowisku zapomniano o poziomie, jaki potrafi prezentować.
— Przed przenosinami [do Filadelfii] miałem za sobą jeden z najbardziej efektywnych sezonów w swojej karierze. Byłem też All-Starem. Nie spodziewałem się, że tak szybko stanę się przeciętny, ale wiedziałem, że w tej lidze chodzi o to, co możesz zrobić teraz, bo oni szybko zapominają o wszystkim, co dla nich zrobiłeś. Była to dla mnie motywacja w lecie, żeby wyzdrowieć i pozwolić tym samym, by wszystko inne samo o siebie zadbało — dodał zawodnik.
W poprzednich rozgrywkach PG wystąpił tylko w połowie spotkań Sixers, a kiedy już grał, to notował średnio tylko 16,2 punktu (najmniej od 2012 roku, z wyłączeniem rozgrywek 2014/15, które opuścił niemal w całości przez kontuzję), 5,3 zbiórki, 4,3 asysty oraz 1,4 przechwytu na mecz.
— O mój Boże. To było bardzo trudne, wręcz brutalne. Kiedy grasz dla Philly, to jest to naprawdę brutalne. Miałem wobec siebie ogromne oczekiwania i nie chodziło nawet o wszystkie głosy z zewnątrz. Chodziło o mnie i to, czego od siebie oczekiwałem, a także oczekiwania moich partnerów, z którymi grałem pierwszy rok. Fizycznie nie byłem w stanie robić wielu rzeczy.
76ers zakończyli poprzedni sezon dopiero na 13. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej ze stratą aż 13 zwycięstw do miejsca premiowanego grą w turnieju play-in. Ostatecznie umożliwiło im to wybór Edgecombe’a, co może okazać się kluczowe w długoterminowej perspektywie. Nie ulega jednak wątpliwości, że niesmak po rozgrywkach 2024/25 pozostał.
— Zniszczyło mnie to mentalnie. To był trudny okres, bo myślałem sobie „Wiem, do czego jestem zdolny, ale moje ciało mi na to nie pozwala”. Był to więc naprawdę trudny rok — podsumował PG.
Trudno wyobrazić sobie, by i w tym sezonie Sixers nie awansowali do play-offów. Obecny bilans 14-11 plasuje ich na 6. pozycji, ale za ich plecami cały czas czają się Cleveland Cavaliers (15-12), Atlanta Hawks (15-12) czy Miami Heat (14-12). Pogoń za miejscem w czołowej szóstce zapowiada się naprawdę fascynująco.










