Skończyła się saga transferowa z udziałem Damiana Lillarda, który w środę został wymieniony przez Portland Trail Blazers do Milwaukee Bucks. Nie tego początkowo chciał jednak Dame, który najbardziej wolałby trafić do Miami Heat. Teraz na jaw wychodzą szczegóły związane z całą tą sprawą. Lillard w międzyczasie pożegnał się już z fanami Blazers, dziękując im za 11 lat spędzonych w Portland, ale w rozmowie z Chrisem Haynesem przyznał, że w ustach pozostał mu gorzki smak.
Po niemal trzech miesiącach opera mydlana pod tytułem „transfer Damiana Lillarda” znalazła swój finał. W środę Portland Trail Blazers porozumieli się z Phoenix Suns oraz Milwaukee Bucks w sprawie trójstronnej wymiany i wysłali Lillarda do Wisconsin. Zakończyła się tym samym trwającą 11 lat przygoda 33-latka z Portland. A choć jest on podekscytowany grą dla Bucks, to od początku nie ukrywał, że najbardziej zależało mu na transferze do Miami. Tego życzenia Blazers jednak nie spełnili.
W związku z tym Lillard przyznał, że rozstanie ma „gorzki smak”. Ujawnił to Chris Haynes, który od lat ma świetne relacje z Lillardem i jego agentem, przez co może być traktowany w zasadzie jako tuba medialna zawodnika. Haynes zdradził zresztą dużo więcej szczegółów dotyczących ostatnich miesięcy i tego, jak wyglądały negocjacje Blazers z innymi zespołami, w tym także z Heat. Z artykułu wyłania się obraz walki klubu oraz obozu zawodnika – i jedni, i drudzy nie zaufali sobie na tyle, by w całości mogło zostać spełnione życzenie gracza.
Agent Lillarda mocno przecież naciskał na transfer do Miami, strasząc inne zespoły, że Lillard dla nich nie zagra. W całej sprawie interweniowała liga. Blazers od początku nie chcieli jednak grać pod dyktando Lillarda i tak naprawdę do końca nie zaangażowali się w poważne rozmowy z Heat, nie będąc zainteresowani ich ofertą. W pewnym momencie na kilka tygodni ucięty został nawet kontakt klubu z zawodnikiem oraz jego obozem, gdyż Blazers nie chcieli, aby agent Lillarda miał jakiekolwiek informacje. W ten sposób nie mógł on już mieszać.
Nie oznacza to jednak, że obóz Lillarda nie może się w pewien sposób zemścić na Portland już po wymianie. Otóż w swoim artykule Haynes przywołuje informacje pozyskane najpewniej od obozu zawodnika, że Blazers pod koniec ubiegłego sezonu poprosili rozgrywającego o to, by odpuścił sobie dalszą grę, aby Blazers mogli poprawić swoją pozycję przed draftem.
– Władze klubu poprosiły Lillarda, aby odpuścił ostatnich 10 meczów sezonu zasadniczego, dzięki czemu Blazers mogli poprawić notowania w loterii draftu. Powiedziano mu, że im lepszy wybór wylosują Blazers, tym większa będzie szansa, że wykorzystają ten wybór na transfer po uznanego zawodnika. Lillard niechętnie się na to zgodził, a jako powód wskazano kontuzję łydki – pisze Haynes.
Ekipa z Oregonu wygrała zaledwie jeden z 10 meczów na koniec rozgrywek i w loterii draftu otrzymała trzeci wybór, który użyła na obiecującego Scoota Hendersona. Przed naborem mówiło się, że Blazers może rzeczywiście wykorzystają „trójkę” do transferu po gwiazdę, ale ostatecznie wybrali Hendersona po to, by się na nim budować. Ledwie kilka dni później lojalny do tej pory Lillard zażądał wreszcie transferu, choć z zastrzeżeniem, że chce trafić tylko i wyłącznie do Miami Heat, co zapoczątkowało całą sagę.
Informacje z artykułu Haynesa jasno wskazują jednak na to, że Blazers specjalnie odpuścili końcówkę sezonu w ramach tzw. tankowania. A to może być wystarczający powód do wszczęcia przez NBA śledztwa, gdyż takie postępowanie jest niedozwolone. Przekonali się o tym w ubiegłym sezonie Dallas Mavericks, którzy w celu poprawy pozycji przed loterią draftu dali wolne kilku zawodnikom w jednym ze spotkań pod koniec sezonu. Tamten mecz zgodnie z założeniem przegrali, ale liga wlepiła im karę w wysokości 750 tys. dolarów.
Teraz o podobnych praktykach mowa w kontekście Blazers i to raczej nie przypadek, że informacje te wychodzą spod klawiatury Haynesa. Można to potraktować jako niezbyt miły pożegnalny prezent Lillarda dla swojego byłego klubu. Jednocześnie pomimo gorzkiego smaku rozstania Dame przyznał, że Portland na zawsze pozostanie jego domem. W mediach społecznościowych podziękował też fanom oraz byłym współpracownikom. Barwy Blazers reprezentował on od początku kariery, kiedy to został przez nich wybrany z „szóstką” draftu 2012.
Specjalny filmik z podziękowaniami dla Lillarda przygotowali również Blazers: