Nie ma wątpliwości, że Markquis Nowell to jedna z największych gwiazd trwającego turnieju NCAA. Filigranowy rozgrywający kapitalnym występem wprowadził uczelnię Kansas State do fazy Elite Eight, bijąc rekord liczby asyst w meczu turniejowym. Mimo to jego nazwiska próżno szukać wśród kandydatów do tegorocznego draftu.
To był fantastyczny wieczór pełen emocji w Madison Square Garden dla fanów Kansas State. Drużyna rozstawiona z „trójką” po dogrywce pokonała Michigan State i zameldowała się w Elite Eight, a największa w tym zasługa Markquisa Nowella. Rozgrywający przeszedł do historii, zapisując na konto 20 punktów, rekordowe 19 asyst oraz pięć przechwytów. A wszystko to w swoim pierwszym w życiu meczu w MSG, co musiało smakować mu wyjątkowo dobrze, biorąc pod uwagę, że dorastał ledwie kilka przecznic dalej.
Tylu asyst w jednym meczu turniejowym nie rozdał nikt wcześniej. Co więcej, od 14 lat żaden inny gracz nie zapisał na konto takiej linijki statystycznej. Warto dodać, że Nowell dokonał tego wszystkiego pomimo skręcenia kostki na początku drugiej połowy. Wtedy wydawało się, że może już do gry nie wrócić, a on nie tylko pojawił się na parkiecie, ale też poprowadził Wildcats do efektownego zwycięstwa, zaliczając po drodze kilka fantastycznych akcji, w tym m.in. to podanie z dogrywki:
Jego „kłótnia” z trenerem Jerome Tangiem (dla którego to pierwszy rok na uczelni Kansas State; wcześniej Tang był asystentem na uniwerku Baylor, gdzie współpracował m.in. z Jeremym Sochanem) oszukała wszystkich i pozwoliła posłać znakomite podanie nad kosz do kolegi z drużyny, który jako jedyny odczytał tę sytuację. W kolejnej rundzie Wildcats zmierzą się z uczelnią Florida Atlantic i to podopieczni trenera Tanga będą w tej rywalizacji faworytami.
Dla Nowella będzie to tymczasem kolejna okazja, by poprawić swoje notowania przed tegorocznym draftem. Mimo świetnych występów jego nazwiska nie znajdziemy zbyt wysoko w przewidywaniach draftu. Ba, często w ogóle nie ma go wśród 60 graczy typowanych do czerwcowego naboru. Chodzi tutaj przede wszystkim o znaki zapytania związane z jego wzrostem. Nowell mierzy bowiem tylko 173 centymetry (5 stóp i 7 cali), a co za tym idzie kluby NBA mają poważne obawy o jego karierę w lidze.
Dość powiedzieć, że na starcie trwającego sezonu najniższym zawodnikiem w NBA był Facundo Campazzo, który mierzy 180 centymetrów (5 stóp i 10 cali). Argentyńczyk zagrał jednak tylko w ośmiu spotkaniach w barwach Dallas Mavericks i został zwolniony, po czym wrócił do Europy. W przypadku Nowella ważną liczbą jest też wiek. Rozgrywający w grudniu tego roku będzie świętował 24. urodziny, więc jak na „młody talent” jest już… całkiem stary.
Być może któryś z zespołów poświęci na niego wybór w drugiej rundzie draftu – w ten sposób niewielkie będzie to ryzyko, tym bardziej biorąc pod uwagę to, jak łatwo drużyny NBA oddają swoje wybory z drugiej rundy, czego najlepszy przykład zobaczyliśmy przy okazji tegorocznego trade deadline. Ważne mogą okazać się też dobre występy w lidze letniej. Na ten moment Nowell ma jednak przed sobą inne cele, a mianowicie kolejne zwycięstwa w turnieju NCAA.
***