Amerykanie robili na parkiecie w Paryżu tak szalone rzeczy, że zwrócili na siebie uwagę komisji antydopingowej, która zaprosiła Stephena Curry’ego, Anthony’ego Edwardsa oraz Kevina Duranta na specjalne testy, które miały wykluczyć obecność w ich organizmie niedozwolonych środków.
Byli tak dobrzy, że komisja nie mogła w to uwierzyć. To jednak tradycyjna praktyka, stosowana także w NBA. W trakcie igrzysk, niemal po każdym ponadprzeciętnym występie jednej z gwiazd, ta zapraszana jest przez WADA (Światowa Agencja Antydopingowa) do specjalnego gabinetu, gdzie oddaje mocz, który następnie testowany jest pod kątem obecności środków znajdujących się na liście zakazanych.
Członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego byli zdumieni postawą niektórych zawodników reprezentacji Stanów Zjednoczonych w koszykówce. Do tego stopnia, że postanowili sprawdzić, czy na pewno grają zgodnie z zasadami. Co ciekawe – test antydopingowy Stephena Curry’ego, Kevina Duranta i Anthony’ego Edwardsa odbył się zaraz po meczu o złoty medal.
To spowodowało, że trójka gwiazd składu nie mogła się w pełni cieszyć z wielkiego sukcesu razem z kolegami, bowiem była pochłoniętą bardzo skrupulatną procedurą antydopingową. O wszystkim opowiedział rozgadany w ostatnim czasie zawodnik Minnesoty Timberwolves. Takie testy na IO pojawiły się po raz pierwszy w 1968 roku w Meksyku.
Stephen Curry rzucił 36 punktów przeciwko Serbii, trafiając dziewięć trójek, co wzbudziło podejrzenia. Równie szalone rzeczy robił w meczu z Francją. KD był zjawiskowy, gdy rzucił 21 punktów w pierwszym meczu igrzysk przeciwko Serbii. Edwards miał kilka zjawiskowych momentów, ale to koszykarz znany ze swoich akrobatycznych możliwości. Wszystko wskazuje na to, że panowie przeszli wszystkie testy bez komplikacji. Gdyby było inaczej, zapewne już byśmy o tym wiedzieli.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET