Damian Lillard to gracz z tej samej planety, co Stephen Curry. Panowie na przestrzeni ostatnich sezonów wielokrotnie byli do siebie porównywani. Dame twierdził jednak, że ani on, ani Steph nie starają się nikogo naśladować. Grają koszykówkę będącą efektem ich talentu, nie pogoni za tym, co reprezentują inni.
Na tydzień przed rozpoczęciem sezonu regularnego, Damian Lillard w rozmowie z dziennikarzami przyznał odważnie, że Portland Trail Blazers mogą być poważnym graczem w walce o mistrzostwo. W tle nie było słychać żadnych śmiechów. Liga doskonale zdaje sobie sprawę, że zespół Terry’ego Stottsa jest niezwykle groźny. Ich siła wychodzi z dobrze skonstruowanej rotacji i przede wszystkim systemu, który wzmacnia talent Lillarda i C.J.-a McColluma. Absolutnie nie można ich lekceważyć.
– W tym sezonie chcę dostać się z drużyną do finałów konferencji i powalczyć o awans od finału NBA. Sądzę, że to możliwe – mówił Lillard w rozmowie z ESPN. Blazers po niespodziance, jaką sprawili w poprzednich rozgrywkach, w tym roku nie są po prostu czarnym koniem. Wyrośli na poważnego kandydata do walki z czołowymi drużynami zachodniej konferencji. Ciągle dysponują młodą rotacją, która ma przed sobą wiele nauki. Jendak przez fakt, że są tak dobrze zdyscyplinowani, rywale nabrali do nich dużego szacunku.
Lillard przyznał, że bardzo pouczające dla zespołu były tegoroczne play-offy. – Zrozumieliśmy, że możemy podjąć walkę. Wręcz tego chcieliśmy. Mogliśmy położyć się przed Warriors i stwierdzić – okay, przecież przegrali tylko dziewięć meczów w sezonie. Przeszliśmy pierwszą rundę i wystarczy. Tak się nie stało – kontynuuje Dame. Według prognoz bukmacherów, Blazers rozgrywki 2016/2017 zakończą z piątym najlepszym bilansem na zachodzie. To powinno dać Lillardowi szansę w głosowaniu na MVP sezonu.
Już prawie ukoronował go Steve Kerr, ogłaszając Lillarda głównym faworytem do zgarnięcia tej nagrody. Sam gracz przyznał, że to cel, o którym będzie myślał przez kilka następnych miesięcy. – Oczywiście, że chcę zostać MVP. Jeżeli będziemy wygrywali mecze, to znaczy, że gram na poziomie MVP – przyznał. Słowom zawodnika wtórował trener Stotts, będący pod ogromnym wrażeniem umiejętności przywódczych, jakie rozgrywający wypracował w przekroju ostatnich lat.
– Może wyznaczać dla nas cele – mówi trener. – Nie ucieka przed żadnym wyzwaniem i może ustawiać poprzeczkę zarówno dla siebie, dla zespołu, jak i dla swoich kolegów – dodaje. Poprzedniej nocy rzucił Utah Jazz 39 punktów, przejmując razem z C.J.-em McCollumem końcówkę spotkania. Rozgrywki 2015/2016 zakończył średnio notując na swoje konto 25,1 punktu, 6,8 asysty, 4 zbiórki trafiając 41,9 FG% i 37,5 3PT%.
[ot-video][/ot-video]
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET