Były zawodnik NBA – Al Harrington wychodzi z założenia, że wielu graczy ligi korzysta z używki, jaką jest marihuana. Problem jednak polega na tym, że od lat liga przeprowadza testy na obecność THC. Czyżby większości udawało się uniknąć odpowiedzialności?
Al Harrington jest przekonany, że 80% graczy NBA korzysta z marihuany. On sam chętnie po nią sięgał w trakcie swojej kariery i zapewne zna wielu graczy, którzy nigdy się do tego nie przyznali, a robili to na podobną skalę. NBA od kilku sezonów coraz częściej sprawdza organizmy zawodników i kontroluje m.in. pod kątem obecności THC. Zawieszenia i kary są coraz surowsze przy jednoczesnych naciskach różnych grup, by zrezygnować z nich całkowicie.
Harrington nie jest osamotniony w swoich apelach dotyczących zalegalizowania marihuany przez NBA. Al korzystał z uroków konopi, by radzić sobie z bólem i zapobiegać zapaleniom. Używał jednak produktów pozbawionych THC. W 2012 roku chciał się spotkać w tym temacie z komisarzem Davidem Sternem, by ten oddzielił marihuanę od twardych narkotyków i spojrzał przede wszystkim na jej lecznice możliwości.
– Myślę, że liga musi mieć świadomość tego, w jakim kierunku zmierzamy. Może będą pierwsi, którzy podejmą taką decyzję i staną się przykładem dla innych – mówi Harrington. Ostatni przypadek dotyczył Diona Waitersa, który grając jeszcze w Miami Heat, podczas lotu do Los Angeles zjadł żelki z THC. Rzekomo dał mu je jeden z kolegów, którego Waiters nie chciał wydać. To nie jest odosobniony przypadek.
Marihuana jest legalna w Kalifornii i w Illinois. Jednak gracze Chicago Bulls i Denver Nuggets mieliby problemy, gdyby mimo tych regulacji NBA wykryła u nich obecność THC. Czy komisarz Adam Silver będzie w stanie wysłuchać argumentów takich ludzi jak Harrington? Wiele na ten temat się rozmawia, ale liga nie chce podejmować tematu, przynajmniej na ten moment skupiają się na rewolucji w terminarzu. Może kolejnym krokiem będzie ustalenie tego, co gracze mogą zażywać, a czego nie.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET