Michał Kolenda przez kilka dni przebywał na NBA Global Campie w Treviso – obozie dla młodych, obiecujących koszykarzy spoza USA, który jest bezpośrednim przygotowaniem do draftu najlepszej, koszykarskiej ligi świata. 21-letni zawodnik Trefla Sopot poniżej opowiada o swoim pobycie we Włoszech. Zachęcamy do korzystania z fragmentów rozmowy.
Na Campie spędziłeś cztery dni – możesz opowiedzieć krótko co działo się w Treviso?
Michał Kolenda: Przede wszystkim bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie organizacja obozu, wszystko zostało dokładnie zaplanowane, tak, żeby czas był zagospodarowany w stu procentach. Przechodziliśmy tam testy, sprawdziany, gierki, rozmowy. Praktycznie cały pierwszy dzień spędziliśmy na przeróżnych badaniach medycznych – niesamowity nacisk kładziono właśnie na tę stronę zdrowotną, przeszliśmy mnóstwo szczegółowych testów.
Po badaniach przyszedł wreszcie czas na koszykówkę?
Tak, w kolejnych mieliśmy treningi koszykarskie z osobami ze sztabów szkoleniowych zespołów NBA – 40 zawodników podzielono na cztery ekipy, a trenerami mojej drużyny numer 3 były osoby z Los Angeles Clippers i Miami Heat. W samych zajęciach nie było wiele taktyki, uczyliśmy się prostych zagrywek, żeby wiedzieć mniej więcej jak mamy zagrać ze sobą wieczorem, podczas wewnętrznego meczu. Wszystko zostało zarejestrowane przez skautów, zapisywane i tak naprawdę chodziło o to, żeby podczas treningów sprawdzić zawodników i ich umiejętności. To było kluczowe – kluby NBA chciały obejrzeć koszykarzy z bliska. Z tego, co słyszałem, tegoroczny obóz różnił się od poprzednich – wtedy więcej uwagi skupiano na tym, żeby gracze wyciągnęli z wyjazdu coś dla siebie, a teraz mało było zajęć typowo koszykarskich. Wielokrotnie poddawano nas sprawdzianom sprawnościowym – wykonywaliśmy sprinty, badano szybkość naszej reakcji, skoczność, rozpiętość ramion, dłoni i to też zajęło prawie cały dzień.
Wieczorem, po całym dniu pomiarów, testów i treningów przychodził czas na mecz?
Rozegraliśmy dwa spotkania – cztery kwarty po 12 minut, bez zatrzymywanego czasu. Każdy dostawał sporo minut, żeby móc się pokazać. Mecze wyglądały tak, że większość zawodników dość mocno forsowało swoje rzuty, szczególnie zawodnicy z pozycji 1 i 2. Spodziewałem się tego, bo wiadomo, że każdy chce zaprezentować swoje atuty, udowodnić swoją dominację nad rywalami i pokazać, że ma potencjał na grę w NBA.
Spotkałeś w Treviso zawodników, o których w ciemno mógłbyś powiedzieć – „za kilka lat to będzie gwiazda”?
Na początku każdy wydawał mi się niesamowicie mocny, jak zobaczyłem tę grupę to byłem naprawdę pod dużym wrażeniem. Sposób poruszania się, siła, budowa ciała – po prostu kosmos. Jednak później część z nich już w trakcie gry wyglądała trochę mniej przekonująco. Najbardziej wyróżnił się moim zdaniem Adam Mokoka – bardzo szybki, skoczny, ze świetnym rzutem.
A jak oceniasz poziom spotkań?
Bardzo dużo atletyzmu, szybkość, fizyczność – to elementy, które wybijały się na pierwszy plan. Nie było rozgrywania cierpliwych akcji, najczęściej graliśmy bardzo prosto, bo nie mieliśmy czasu na ćwiczenie bardziej rozbudowanej taktyki. Mieliśmy sporo wolności na boisku i mogliśmy sami podejmować decyzje o zakończeniu akcji. Szczerze mówiąc, jak zobaczyłem tych chłopaków na początku obozu, niesamowicie atletycznych, z świetnymi warunkami fizycznymi, to pomyślałem „Co ja tu robię, przy takich kozakach?”, ale na parkiecie, na treningach czy meczach, już nie było widać większych różnic między nami.
Czyli możesz powiedzieć, że wyjazd do Treviso zaliczasz jako udany i pożyteczny?
Jestem z siebie zadowolony, bo widzę, że mogę dojść do poziomu, jaki reprezentują ci wyróżniający się gracze z NBA Global Campu. Ich atletyzm, skoczność – to jest spora przewaga, ale można zniwelować braki w tych elementach mądrością boiskową i sprytem. Z całego wyjazdu mam bardzo pozytywne wrażenia – po pierwsze cieszę się, że mnie doceniono i dano szansę na przyjazd do Treviso, a po drugie miałem okazję „dotknąć” tego marzenia, jakim jest gra w NBA. Dopiero po powrocie dotarło do mnie, że uczestniczyłem w czymś tak niesamowitym. To dla mnie ogromna lekcja, dostałem we Włoszech kolejny bodziec do rozwoju, czuję dodatkową motywację, takiego pozytywnego „kopniaka”. Teraz wiem, ze muszę jeszcze ciężej pracować, żeby móc pokonywać swoje słabości.
źródło: Trefl Sopot