Mateusz Ponitka i jego Stelmet Zielona Górą idą w tych Play Offach jak burza i są już tylko o jedno zwycięstwo od awansu do Finałów Tauron Basket Ligi. W głowie skrzydłowego reprezentacji Polski wciąż jest jednak gra w najlepszej lidze świata…
– Ostatnio nie gram już z blokadą, ale okres w okolicach meczu z Umana Venezia i po nim był dla mnie dość ciężki, bo nie było czasu wyleczyć nogi. Nie ma co nigdy patrzeć na kontuzje i się usprawiedliwiać – mówi szczerze Mateusz. – Łykam leki przeciwbólowe, okręcam nogę tape’ami i jedziemy. Jak leki przeciwbólowe puszczą, to czasami jest nieciekawie. Budzę się w nocy i czuję, że tam wszystko zaczyna pulsować, ale wszystko jest do przetrwania. Kiedy wracasz z Kazania po wygranej z wielkim Uniksem to nie patrzysz na to, co cię boli, tylko się cieszysz – dodaje.
Mateusz jest świetnym przykładem tego, że charakter w koszykówce jest bardzo ważny. To właśnie on zaprowadził go tam gdzie jest, do zgarnięcia tytułu MVP sezonu zasadniczego, czy dwóch mistrzostw w Belgii. O ile Ponitka może być lepszy?
– Nie wiem, nie patrzę na limity – mówi skrzydłowy. – Oglądam dużo koszykówki, staram się podpatrywać najlepszych koszykarzy. Chcę grać tak wysoko, jak to tylko możliwe. Tak wysoko, jak tylko pozwoli mi moja fizyczność i moje zdrowie – kontynuuje.
W zeszłym roku Ponitka brał udział w drafcie do NBA, jednak ostatecznie wybrany nie został Mówiło się o zainteresowaniu jego osobą ze strony Detroit Pistons, jednak nic z tego nie wyszło. Zawodnik nie zamyka sobie dróg i jasno przyznaje, że przy ewentualnej propozycji z najlepszej ligi świata, od razu by ją przyjął.
– Idąc do NBA, nawet wracając stamtąd, zawsze jesteś już na radarze tych większych klubów. Nawet, jeżeli miałbym zagrać jeden mecz w sezonie, to chętnie to zrobię. Spakuję plecak i pojadę – kończy w rozmowie z Polsatem Sport skrzydłowy reprezentacji Polski.
Obserwuj @PJ_Jankowski
Obserwuj @PROBASKET