LeBron James miałby 35 lat na swoim karku, gdyby zdecydował się dołączyć do reprezentacji Stanów Zjednoczonych na Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które zaplanowano na 2020. – Jeszcze nie zrezygnowałem ze swojej kariery reprezentacyjnej – mówił MVP ostatnich finałów w rozmowie z ESPN.
– Zostawiam sobie tą furtkę otwartą – stwierdził lider Cleveland Cavaliers, gdy spytano go o ewentualny powrót do reprezentacji na Igrzyska w 2020. – Za każdym razem, gdy oglądam tegoroczną reprezentację, myślę, że mógłbym być teraz z nimi. Nigdy oficjalnie nie wycofałem się z gry w drużynie narodowej USA. Po prostu zdecydowałem się nie grać tego lata. Dlatego nie mówię, że to koniec – dodał. W trakcie kolejnych Igrzysk kadrę poprowadzi Gregg Popovich. To do niego będzie należała decyzja.
Jeżeli LBJ pozostanie zdrowy – to czemu nie? Do tej pory był mistrzem w odpowiednim dbaniu o swój organizm. Szczęśliwie omijały go poważne kontuzje, co w dużej mierze wynikało z przezorności Jamesa. Popovich na pewno skorzystałby z 3-krotnego mistrza jako lidera i mentora dla młodego pokolenia olimpijczyków. Bez wątpienia trudno mu będzie odmówić, jeśli LeBron faktycznie zgłosi swoją gotowość do gry w Tokio.
James wrócił z wakacji i planuje treningi w Los Angeles. Powoli odzyskuje formę i zrzuca z siebie kilogramy, które są efektem ubocznym świętowania zdobycia mistrzostwa. Wygrana w Cleveland pozwoliła 4-krotnemu MVP odhaczyć główny cel na jego liście. Co dalej? James mówi m.in. o tym, że po zakończeniu kariery chciałby być właścicielem zespołu. Przez wiele ostatnich lat podpisywał kontrakty na setki milionów dolarów. Jego możliwości finansowe bez wątpienia pozwolą mu na to, by pójść w ślady jednej ze swoich największych inspiracji – Michaela Jordana.
– Odnoszę wrażenie, że mam znakomity koszykarski umysł, dlatego chciałbym wykorzystywać go także po zakończeniu kariery – przyznał w rozmowie z Cleveland.com. – Chciałbym być w zarządzie którejś z drużyn lub być jej właścicielem. Posiadanie swojego zespołu stało się moim marzeniem. Oczywiście nie musiałby robić wszystkiego sam. Zatrudniłbym najlepszego w moim mniemaniu trenera oraz generalnego menadżera – dodaje James, opowiadając o swojej przyszłości tak, jakby wszystko miał już zaplanowane.
James bez wątpienia pomógł zbudować mistrzowską ekipę w Cleveland. Niektórzy twierdzą nawet, że jest najważniejszą osobą w organizacji z Ohio i ma znacznie większy wpływ na ostateczne decyzje niż generalny menadżer – David Griffin. Cavs nie są nauczeni działać bez konsultacji ze swoim liderem. Ten podpisał właśnie 3-letni kontrakt za 100 milionów dolarów. Według Forbesa, za 2016 rok otrzyma łącznie 77 milionów dolarów. Ma tak silną i stabilną pozycję, że może marzyć o czymkolwiek tylko zechce.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET