Joel Embiid, środkowy Philadelphia 76ers, stanął jakiś czas temu przed wyborem dotyczącym swojej kariery międzynarodowej: którą reprezentację narodową wybrać? W teorii miał do dyspozycji trzy możliwości: Stany Zjednoczone, Francję i Kamerun. Każda z tych opcji miała swoje unikalne wady i zalety. Ostatecznie podkoszowy zdecydował się na grę dla Team USA, co wywołało sporo dyskusji w świecie koszykówki.
Decyzja o odrzuceniu szansy występów w reprezentacji Francji, gdzie Joel Embiid mógłby stworzyć mocne podkoszowe trio z Rudym Gobertem i Victorem Wembanyamą była już co najmniej zastanawiająca. Tym bardziej, gdy światło dzienne ujrzał list, jaki gracz Philadelphia 76ers wysłał swego czasu do prezydenta Emmanuela Macrona, deklarując w nim chęć noszenia trykotu Les Bleus, o czym pisaliśmy swego czasu w tym miejscu.
W tej sytuacji nie może dziwić fakt, że gdy Kameruńczyk z urodzenia wycofał swoją deklarację i zdecydował się dołączyć do reprezentacji Stanów Zjednoczonych, środowisko koszykarskie zwyczajnie zawrzało. Ta zmiana frontu wywołała powszechne oburzenia, przez co niektórzy, jak choćby były reprezentant Francji Frederic Weiss twierdzili, że Embiid nie ma czego szukać nad Sekwaną. Wciąż również można mieć przekonanie graniczone z pewnością, że zamiast powitać go bagietką i solą mieszkańcy Paryża zafundują Joelowi prawdziwą kanonadę gwizdów i buczenia. Sam zainteresowany w ostatniej rozmowie z dziennikarzami zdecydował się rzucić nieco światła na kulisy swojej decyzji.
– Czułem się zanadto ponaglany w tej sprawie, ponieważ chciałem mieć więcej czasu na zastanowienie się, w czym zdecydowanie nie pomogło mi ultimatum przedstawione przez stronę francuską. Nie znałem [harmonogramu]. Gdy zobaczyłem tę informację na Twitterze, od razu pomyślałem: wow, skąd to się wzięło? Jedno, co wiedziałem od zawsze, to że moim pierwszym wyborem był Kamerun. Gdyby się zakwalifikowali, grałbym dla nich, ponieważ od zawsze marzyłem o występie na igrzyskach olimpijskich. Najbardziej jednak czułem się zaniepokojony relacją łączącą Francję i Kamerun oraz inne kraje afrykańskie, zarówno historycznie, jak obecnie – powiedział w jednym z odcinków NYT Podcast.
– Nawet teraz dzieje się tam wiele rzeczy, jest wiele sprzeciwu wobec wyrzucania Francuzów z powodu wielu lat ucisku. Takie było moje nastawienie, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że to nie będzie łatwa decyzja. Mam w Kamerunie rodzinę i nie chcę ich narażać na takie rzeczy. Chciałbym, żeby byli bezpieczni, a stosunki między Francją a Kamerunem czy ogólnie Afryką nadal nie są dobre – dodał.
30-letni środkowy urodził się w Jaunde, stolicy Kamerunu. Aby rozpocząć swoją karierę koszykarską, przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, jednak w 2022 roku otrzymał również obywatelstwo Francji. Teoretycznie mogąc wybierać z trzech opcji, w ostatniej chwili zaskakująco postawił na Team USA.
Tylko on sam zna prawdziwe intencje, jakimi się kierował. Twierdzi, że powodem jego decyzji były napięte stosunki pomiędzy Francją z jego rodzinnym krajem i nie da się mu odmówić logiki. Niedoszła ojczyzna Embiida, jak wiele innych europejskich państw, zakładała – niejednokrotnie przy użyciu siły – kolonie na kontynencie afrykańskim, roszcząc sobie prawa do podbitych terytoriów. Choć Kamerun początkowo znajdował się pod wpływem Niemiec, po I Wojnie Światowej władzę w nim przejęły Francja i Wielka Brytania. Dopiero w 1960 roku kraj ze stolicą w Jaunde odzyskał niepodległość, ale głębokie powiązania, które wciąż są napięte, pozostały po dziś dzień.
Z tego tytułu środkowy Sixers, którego rodzina wciąż mieszka w Afryce uznał, że woli jednak nie reprezentować na arenie międzynarodowej byłego kolonizatora. Wprawdzie można się zastanawiać, czy gdyby naprawdę był takim kameruńskim patriotą, nie wybrałby gry dla Lwów Nieposkromionych, niezależnie od ich awansu na igrzyska olimpijskie, jednak wydaje się, że w tym przypadku Embiid po prostu postawił na mniejsze zło. Wybierając między USA a Francją, zdecydował się na pierwszą z opcji.
Zasadne wydaje się pytanie, czy jeśli Kamerun zakwalifikuje się na kolejny turniej olimpijski, 30-latek znów nie zmieni zdania, nagle czując potrzebę reprezentowania kraju urodzenia. Na odpowiedź będziemy musieli jeszcze poczekać, natomiast nie da się ukryć, że przed Embiidem trudny okres. Choć kawał z niego zawodnika, ostatnie mecze w barwach Team USA każą podawać w wątpliwość sens jego powołania. Niektórzy eksperci twierdzą, że selekcjoner Steve Kerr powinien dokonać zmiany na pozycji podstawowego środkowego, bowiem na grę w pierwszej piątce bardziej zasługuje Anthony Davis. Choć akurat występ w meczu towarzyskim przeciwko Sudanowi Południowemu podkoszowemu 76ers wyszedł całkiem przyzwoicie.
Zresztą sam zainteresowany wydaje się emanować nadmierną pewnością siebie. W przywołanym już wywiadzie udzielonym w odcinku NYT Podcast wyraził przekonanie, że gdyby nie kontuzje, już byłby mistrzem NBA, co ustawiłoby go na prostej drodze do stania się najlepszym koszykarzem w dziejach.
– Myślę, że jestem na tyle utalentowany. Oczywiście, żeby być najlepszym, trzeba wygrywać mistrzostwa, a do tego potrzebujesz też innych zawodników na odpowiednim poziomie. Nie dokonasz tego w pojedynkę. Ja bardzo chcę wygrywać. Jeśli jednak to się nie uda, trzeba zrozumieć, że jak długo dbasz o właściwe rzeczy, być może po prostu nie takie było twoje przeznaczenie (…) Jeśli się nad tym zastanowić, to jedyną rzeczą, która mnie powstrzymywała przez te wszystkie lata, były liczne kontuzje. W każdych play-offach i każdym sezonie regularnym miałem sytuacje, gdy ludzie upadali na moje kolano czy uszkodzili mi twarz – dwukrotnie. To zawsze były dziwaczne kontuzje odnoszone w nieodpowiednich momentach – zakończył.
Nawet jeśli jego słowa wydają się tylko grubymi nićmi szytą wymówką, nie da się ukryć, że Joel Embiid jest jednym z najbardziej podatnych na kontuzje zawodników NBA w ostatnich latach. Niemal zasłynął z tego, że nigdy nie dotarł z 76ers dalej niż do półfinałów Konferencji Wschodniej, a jego średnia punktowa w sezonie regularnym (27,9) jest wyższa od tej osiąganej w postseasonie (24,9). Nigdy nie rozegrał więcej niż 68 meczów w sezonie regularnym. W ostatnim zaliczył zaledwie 39 występów, przez co przeszła mu koło nosa niemal pewna druga z rzędu nagroda dla MVP. Nie da się jednak ukryć, że nawet biorąc pod uwagę wszystkie problemy zdrowotne reprezentanta USA, od zawodnika jego kalibru oczekuje się, że będzie osiągał wyższy poziom w fazie posezonowej, a on po prostu nie był w stanie tego konsekwentnie robić.
PROBASKET na WhatsAppie
Czy wiesz, że PROBASKET ma kanał na WhatsAppie? Chcielibyśmy go rozwijać, ale nie uda nam się to bez Waszej pomocy!
Kanały na WhatsAppie to nowa forma komunikacji. Można powiedzieć, że jednokierunkowa, dlatego, że nie ma możliwości ich komentowania. Jedni powiedzą, że to bez sensu, a dla drugich może to się okazać bardzo ciekawe rozwiązanie, gdzie nie będą rozpraszać ich opinie innych osób.
Dla nas ważne jest też to, że chcielibyśmy przekroczyć granicę 1000 obserwujących. Wtedy WhatsApp sam zacznie nas promować w wyszukiwaniach. Więc jeśli tylko korzystasz z WhatsAppa i lubisz czytać PROBASKET, to prosimy o zaobserwowanie naszego kanału. Dziękujemy