Dzisiejszy tekst z cyklu Historii NBA poświęcimy niekwestionowanej legendzie Utah Jazz – Johnowi Stocktonowi – który 26 marca obchodzi swoje 58. urodziny. Wychowanek Uniwersytetu Gonzaga do dziś przewodzi w klasyfikacji najlepszych asystentów i przechwytujących w historii NBA.
John Houston Stockton urodził się w 1962 roku w Spokane w stanie Washington, gdzie spędził niemal całe swoje dzieciństwo. Od wczesnych lat uwielbiał rywalizację i regularnie występował w szkolnych sekcjach sportowych. Grał w futbol amerykański jako rozgrywający, był łapaczem w drużynie baseballowej, choć dla jego ojca najistotniejszy okazał się jednak triumf w zawodach Ligi Parafialnej w biegu na jedną milę. Największą wagę John przywiązywał jednak do koszykówki.
W obliczu zainteresowania zaledwie trzech uczelni z poziomu Division I Stockton zdecydował się na grę na lokalnym Uniwersytecie Gonzaga, odrzucając tym samym oferty z Montany i Idaho. Jego zdaniem pamiętne zwycięstwa z DePaul czy Washington State zapoczątkowały sukcesy koszykarskiego programu w Spokane. Podczas czteroletniej przygody w Gonzadze John zdobył łącznie 1340 punktów i 554 asysty, a w 2017 roku został członkiem galerii sław NCAA.
– Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się tego wyróżnienia. Nigdy w ten sposób nie patrzyłem na swoją uniwersytecką karierę. Myślę, że to moja kariera w NBA zwróciła uwagę na to, co działo się na studiach – przyznał Stockton.*
W 1984 roku Stockton wziął udział w Drafcie NBA. Niewiele brakowało, a w ogóle nie dołączyłby do Utah Jazz, w których to spędził przecież 19 lat swojej kariery. Przed samym naborem zainteresowanie jego usługami wyrazili bowiem Trail Blazers, którzy przed rokiem pozyskali utalentowanego Clyde’a Drexlera. Oprócz tego do rotacji Portland trafił kumpel Johna, Jerome Kersey z Uniwersytetu Longwood, a dodatkowo dysponowali oni drugim pickiem spożytkowanym na wybór Sama Bowie’ego. Ówczesny trener PTB, Jack Ramsey przyznał również, że planował wówczas wybrać Stocktona z numerem 26.
– Podniecając się myślą o Trail Blazers, czekałem na ogłoszenie wyników kolejnych wyborów w Drafcie. Fitz [Dan Fitzgerald, były trener Gonzaga Bulldogs, przyp. red.] siedział ze mną w domu i drapał się po głowie, mówiąc mi: „Zwróć uwagę na Utah”. Najwyraźniej zadzwonili do niego wcześniej, tylko raz, zadali kilka pytań, ale nigdy nie powrócili do rozmów. Nie wiedziałem nawet, z którym numerem mieli mnie wybierać – wspomina wieczór Draftu John.
Ostatecznie, ku zaskoczeniu zgromadzonym w Felt Forum kibiców, to właśnie Jazz zdecydowali się na pozyskanie 22-letniego wówczas Stocktona z numerem 16. Pierwsze poważne komplikacje w jego karierze pojawiły się już podczas negocjacji kontraktu. Rozgrywający zdecydował się odrzucić ofertę dwuletniej umowy opiewającej na 75 tysięcy dolarów za rok gry i nie pojawił się na obozie przygotowawczym dla debiutantów. Kierownictwo klubu z Utah postanowiło jednak szczodrze podwyższyć propozycję wynagrodzenia do 80 tysięcy, po czym Stockton rozpoczął w końcu treningi z zespołem.
Pomimo młodego wieku John był profesjonalistą w każdym tego słowa znaczeniu. Uwielbiał treningi, w pełni poświęcał się koszykówce, a intelektem przewyższał niejednego weterana parkietów NBA. Kilka dni po Drafcie 22-latek poprosił klub o kasety z nagraniami spotkań „Jazzmanów„, by móc odpowiednio przygotować się do nadchodzącego sezonu w nowym zespole.
Na przełomie kilku pierwszych lat swojej kariery Stockton dał się poznać kibicom jako ambitny i nieugięty walczak. W międzyczasie do Jazz dołączył niejaki Karl Malone, którego John miał już okazję poznać podczas testów do kadry Stanów Zjednoczonych na Igrzyska Olimpijskie w 1984 roku.
Kariera „Stocka” eksplodowała wraz z początkiem sezonu 1987/88, który zakończył ze średnią 13,8 asysty na mecz. Wspomniany Malone był już wówczas jednym z najlepszych zawodników na parkietach NBA z dorobkiem niemal 30 punktów na mecz. Ich talent w połączeniu ze wsparciem finansowym Larry’ego H. Millera, porywczego i wybuchowego biznesmena, pozwoliły Jazz wyjść z problemów finansowych i stworzyć w Salt Lake City zespół, o jakim marzył każdy mieszkaniec lokalnej społeczności. To co najlepsze, było jednak przed nimi.
Do dziś Stockton uważany jest za najlepszego „pure point-guarda” w historii ligi NBA. Dorobek 15 806 asyst i 3 265 przechwytów mówi zresztą sam za siebie. Chęć obsłużenia swoich partnerów z zespołu i decydowanie się na rzut tylko w pewnych sytuacjach pozwoliły mu zaskarbić sobie sympatię kibiców z całego świata. Przez 19 lat opuścił zaledwie 22 spotkania. John stał się swego rodzaju ikoną i wzorem dla niskich zawodników z aspiracjami na zawodowstwo, a w przyszłości jego śladami podążyli m.in. Jason Kidd, Steve Nash, Chris Paul czy Rajon Rondo. W dniu 58. urodzin „Stocka” warto wspomnieć o jego kilku epokowych występach.
Zanim jednak wspomnimy o pamiętnych pojedynkach z legendarnymi Chicago Bulls, rzućmy okiem na rywalizację drugiej rundy Play-Offs z 1988 roku. „Jazzmani” mierzyli się wówczas z Los Angeles Lakers Magika Johnsona, Kareema Abdula-Jabbara, Jamesa Worthy’ego i Byrona Scotta. W trakcie piątej batalii przy stanie 2-2 Stockton wyrównał rekord Johnsona rozdając aż 24 asysty. Game-winner Michaela Coopera na 7 sekund przed końcową syreną pośrednio przesądził jednak o końcowym rezultacie serii. „Jeziorowcy” zwyciężyli 4-3, by po nieco ponad miesiącu ponownie wywalczyć mistrzowskie pierścienie.
– Nie udało nam się postawić kropki nad i, ale pokazaliśmy, że nasz czas nadchodzi. Napędziliśmy stracha wielkim mistrzom, pokazaliśmy się i jeszcze mocniej uwierzyliśmy w siebie i swojego trenera – wspomina John.
Pełną relację z pamiętnego spotkania numer 5 znajdziecie poniżej:
Stockon jednak dopiero się rozkręcał i choć kolejny sezon Jazz zakończyli już na pierwszej rundzie Play-Offs, to w trakcie trzeciego, decydującego meczu rywalizacji z dużo niżej notowanymi Warriors (7. miejsce zachodu) zaliczył jeden z najlepszych występów w swojej karierze. Rozgrywający Utah zakończył tamto spotkanie z imponującym dorobkiem 34 punktów (rekord kariery) i 16 asyst. Z drugiej strony odpowiedzieli jednak Chris Mullin (35 pkt), Mitch Richmond (26 pkt) i rezerwowy Terry Teagle (24 pkt), dopełniając tym samym dzieła zniszczenia i bez większych problemów eliminując Utah w trzech meczach. Popisy „Stocka” można zobaczyć poniżej:
Zwieńczeniem fantastycznej kariery najlepszego asystenta na parkietach NBA było 28 asyst w meczu przeciwko San Antonio Spurs z 1991 roku. Jazz pokonali wówczas „Ostrogi” 124:102, a swoim fenomenalnym występem Stockton na zawsze zapisał się na kartach historii ligi.
John Stockton należy również do niechlubnego grona zawodników, którzy pomimo szerokiego arsenału umiejętności nigdy nie zdołali wywalczyć mistrzowskiego pierścienia. Plany duetu Stock-Malone w głównej mierze pokrzyżowali Chicago Bulls z Michael Jordanem na czele. Kiedy to po latach nieudanych prób „Jazzmani” w końcu zagościli w finałach, „Byki” dwa razy z rzędu poskromiły podopiecznych Jerry’ego Sloana, zwyciężając dwukrotnie 4-2. Brak tytułu mistrzowskiego Stockton odpłacił sobie złotymi medalami Igrzysk Olimpijskich z 1992 i 1996 roku.
– 19 lat to mnóstwo czasu. To także mnóstwo meczów. Po drodze bardzo cierpieliśmy, bo każdy z tych sezonów kończył się porażką, kilka centymetrów od szczytu. Czuję satysfakcję, bo wiem, że zawsze dawaliśmy z siebie wszystko. I pomimo rozpaczy po przegranej przeżywaliśmy również mnóstwo radości i niezapomnianych doświadczeń – podsumowuje „Stock„.
A gdzie Wy stawiacie Stocktona w rankingu najlepszych rozgrywających w historii NBA? Jak 58-latek odnalazłby się w dzisiejszej wersji ligi?
* wszystkie cytaty pochodzą z autobiografii Johna Stocktona.
John Stockton i jego historia. Rusza przedsprzedaż autobiografii legendy Utah Jazz!
Tylko przez 3 dni! Wyprzedaż w oficjalnym sklepie Nike! Zniżka do 55%!