Wygrywając ponad 40 konkursów wsadów w karierze, skacząc w swoim najlepszym momencie grubo ponad 120 cm, stał się istną ikoną wsadzania do kosza w Polsce, jak poza krajem. Damian ,,Hadzbe” Harsze opowiedział o swoich początkach oraz o tym, jak wiele znaczy dla niego ten sport. 


Jak się to wszystko zaczęło?

Wszystko zaczęło się od tego, że jako dzieciak byłem tzw. przecinakiem. Nie byłem jakoś specjalnie uzdolniony, jeśli chodzi o różne sporty. Jednak, gdy miałem około 13 lat,była to chyba pierwsza klasa gimnazjum, gdy większość chłopaków lepiej skakało, dalej rzucało, czy szybciej biegało to mnie jakoś zmotywowało, by być lepszym od nich. To był taki początek mojej chorej pasji, pasji do skakania.

Nie było dnia bez skakania?

Potrafiłem na każdej przerwie lecieć ze szkoły na salę gimnastyczną obok, by skoczyć pierw do siatki, potem do tablicy, aż w końcu do obręczy po pierwszy wsad. Przełom nastąpił, gdy pewnego dnia dostałem od kolegi płytę, a na niej konkurs wsadów z roku 2000. Zobaczyłem wtedy po raz pierwszy wyczyny Vince’a Cartera, to była moja motywacja, musiałem robić to co on!

Vince Carter stał się dla ciebie niekwestionowanym numerem jeden jeśli chodzi o wsady?

Gdy teraz wejdziesz do mnie do salonu, na ścianie zauważysz wielką postać Cartera, mam jego autograf, jego koszulki, jego buty. Jest dla mnie niczym Bóg, jeśli chodzi o wsady, nie było lepszego dunkera od niego, po prostu nie ma.

Wygrywając ponad 40 konkursów w swojej karierze, masz w głowie jeden, który najbardziej zapadł ci w pamięć?

Chyba najbardziej zapamiętuje się pierwszy konkurs wygrany. Moim pierwszym wygrany konkurs był w 2011 roku, jeśli dobrze pamiętam. Był to konkurs w Lublinie i to w dodatku na oczach Marcina Gortata. Pamiętam, że przyjechałem tam z ogromnymi zakwasami, bo chciałem tylko zobaczyć MG13, ale jak adrenalina mi skoczyła, to nagle zacząłem robić wsady między rozgrzewającymi się ludźmi. Ludzie byli totalnie w szoku, kto to jest, co to  za człowiek. Ja w dodatku byłem ubrany tylko w jakieś najtańsze spodenki i koszulkę, do tego jakieś piłkarskie halówki, to tym bardziej szokowało zebranych tam. Zostałem niemalże siłą zapisany do konkursu wsadów. I dzięki temu potem na oczach wszystkich, a przede wszystkim Marcina Gortata, zacząłem wsadzać do kosza. Wyszły mi, z tego co pamiętam, dwa windmille i jeszcze parę innych wsadów. Wszyscy byli w szoku, Kacper Lachowicz (prowadzący ten konkurs), Marcin Gortat oczywiście, ja sam byłem w szoku, że mi się to udało. Ostatecznie wygrałem ten konkurs.

To był zapewne niesamowity impuls do dalszej pracy?

Wtedy już poleciało, wtedy już wiedziałem, że muszę to robić, że muszę iść w tę stronę. Całe wakacje to jedynie jeżdżenie od turnieju do turnieju. Liczyło się jedynie skakanie, w każdej możliwej chwili, branie udziału w każdym turnieju gdzie był konkurs wsadów.

Jak wyglądało podejście do konkursów na początku twojej kariery?

Pierwsze lata, gdy byłem strasznie nakręcony na te konkursy, to nie ważne kto brał udział w konkursie, czy był to Lipek, czy każdy inny dunker, ja jechałem tylko po to, by wygrać. Nie myślałem w kategoriach, że nie mam formy, czy przyjeżdża ktoś lepszy ode mnie, jechałem wygrać. Nawet jeśli coś nie poszło po mojej myśli, to wiedziałem, że dałem z siebie wszystko. Liczyła się tylko walka o najwyższy stopień podium.

Z wiekiem i doświadczeniem zaczęło się to zmieniać?

Teraz to się zmieniło, bo tak naprawdę to, co miałem udowodnić to udowodniłem. Startowałem w wielu konkursach, w kraju i poza nim i Hadzbe stał się rozpoznawalny. Inaczej było startować jako nieznana postać, niż teraz. Nie ważne na jaki konkurs pojadę, wiele osób mnie rozpoznaje. Przyjeżdżając jako młody chłopak w byle jakich ubraniach, zadziwiałem każdego tym, co wyczyniam. Teraz bardziej skupiam się na moich następcach.

Po tylu latach co wg. Ciebie jest najważniejszą cechą, by wsadzać na takim poziomie?

Najważniejszą cechą jest, by uparcie dążyć do celu. Ja ciągle tak mam. Gdyby ktoś postawił się w moim miejscu, to raczej szybko by zrezygnował. Przy tak zaawansowanym treningu wyskoku nasze ciało działa na maksymalnych obciążeniach. Dla przykładu można sobie 200 razy zeskoczyć z drabiny i zobaczyć jakie to jest wielkie obciążenie. Pomimo tego, jak bardzo kontuzjogenne jest skakanie do kosza, jest to moja życiowa pasja, którą dzień w dzień na upartego kontynuuję już nieprzerwanie od 18 lat.

Mówiłeś o poszukiwaniu swoich zastępców, to co cię skłoniło  do  tego, by zacząć przekazywać swoją wiedzę innym?

Przede wszystkim chciałbym, aby każdy fanatyk skakania uniknął tych błędów, które ja sam popełniłem. To nie chodzi o to, że chce więcej zarobić, czy coś w tym stylu. Przez wiele porad w internecie dotyczących szybkiego sposobu na wysokie skakanie można doznać strasznych kontuzji. Po wpisaniu w internecie: najlepsze ćwiczenia na wyskok, brałem pierwsze lepsze i katowałem to dzień w dzień. Potem w wieku 15 lat na wizytę u ortopedy mama pomagała mi wchodzić po schodach, bo w takim stanie były moje kolana. Po tym wszystkim wróciłem do skakania, ale zacząłem dużo czytać i uczyć się tego, co robię na co dzień, a teraz chcę przestrzegać innych przed takimi błędami.

Czyli ciągle potwierdza się, że uczymy się na błędach

Teraz całkiem inaczej na to patrzę. Patrzę na to jak nasi rodzice, najważniejsze jest zdrowie. Często, gdy robiłem dunk-sesję, to na drugi dzień nie mogłem się podnieść z łóżka. Wtedy brałem leki przeciwbólowe i robiłem kolejną sesję, bo myślałem, że jestem jakimś cyborgiem.

Jest jeszcze coś, co motywuje Cię do przekazywania swojej wiedzy?

Nie ma chyba nic fajniejszego, niż jak jadę na jakiś konkurs wsadów i jest zgłoszonych 9, 10 zawodników, z czego okazuje się, że wszystkich albo trenowałem, albo mieli mój plan treningowy. To jest uczucie nie do opisania tak naprawdę. Ogromna duma i satysfakcja.

Nie nazwałbyś się ,,ojcem dunków” w Polsce?

Wiesz, Vince Carter nigdy nie nazwał się najlepszym dunkerem na świecie i ja też nie nazwę się ojcem wsadzania do kosza. Prawda, że jest dużo osób, które przypisują mi taki tytuł. Ja tak naprawdę wzorowałem się też na osobach w Polsce, które skakały dużo wcześniej: Piotr Nawojski, Łukasz Biedny, Mirosław Śleziak, Emil Olszewski, Marek Sikora było dużo świetnych dunkerów przede mną. Mnie udało się uczynić z tej pasji pracę, przez co mogę pomagać wszystkim, którzy chcą wyżej skakać. Niezależnie od dyscypliny.

Co zmieniło się w sposobie trenowania wyskoku, co możesz wskazać po tylu latach jako zawodnik, ale również po tylu latach trenowania innych ?

Bardzo szybko zleciało mi te 18 lat skakania i bardzo łatwo zauważyć jak rozwinęła się technologia i możliwości. Dużo zmieniło się nie tylko w sposobie trenowania, ale kreatywności, jeśli chodzi o rodzaje dunków. Duży wpływ na to YouTube oraz social media, dzięki którym zawodnicy mogli obejrzeć wsady np. z USA. Próbując to naśladować z wsadu pod nogą, powstały wsady po dwiema nogami, z obrotem oraz nad samochodem.

Wsady stały się konkurencją głównie techniczną?

Wsadzanie do kosza stało się teraz tak bardzo technicznie, że ciężko je już oceniać. Wsady to sztuka. Wiele osób próbowało skonstruować sposób i kryteria oceniania wsadów, ale to nie jest takie proste. Dla przykładu w łyżwiarstwie figurowym masz określone figury, w dunkach tego nie możesz zrobić. Koszykówka 3×3 stała się sportem olimpijskim, ale w przypadku wsadów będzie to bardzo ciężkie. Każdemu podoba się co innego tak naprawdę, bo mamy wysokość skoku, siłę wsadu, styl wykonania, ale jak ocenić kogoś, kto nagle wyjedzie koniem na scenę i go przeskoczy. To wydaje się śmieszne, ale na obecną chwilę kreatywność jest na chorym poziomie i nikt nie wie, czego można się spodziewać.

Możesz mi powiedzieć, skąd bierzesz w sobie tyle energii na co dzień i jesteś tak niesamowicie pozytywny i otwarty?

Wszyscy jesteśmy ludźmi, a ja nie znoszę takiego suchego podejścia do ludzi, na zasadzie trener i klient na przykład. Gdybym tak traktował każdego, to nie byłoby takich efektów naszej współpracy. Jestem sobą i nie staram się nikogo udawać. Niezależnie od wieku, każdego traktuje na równego sobie, chcę, by relacja wyglądała jak z dobrym kumplem. Większość osób, z którymi pracuje, bardziej zrozumie, co chcę im przekazać, będąc tak otwartym, niż jakbym miał trzymać się sztywno pewnych wyuczonych regułek. Nie lubię, gdy ktoś mówi mi, proszę Pana, każdego traktuję jak kumpla.

Jest jedna rada, którą przekazałbyś młodym adeptom skakania?

Nie będę zbyt oryginalny, ale muszę powiedzieć, że nigdy nie można się poddawać, pod żadnym pozorem. Teraz nagrywam i trenuję na super hali, w świetnym studio, ale ludzie nie widzieli tego, co było wcześniej. Dla przykładu za dzieciaka ubierałem jakieś stare buty, trzy pary dresów i odśnieżałem pas na hali targowej i tam biegałem sprinty, robiłem przysiady z plecakiem pełnym książek, bądź wykroki z butlą gazową. Nie ważne czy jest dobrze, czy źle, to zawsze bądźcie konsekwentni, w tym co robicie.Zawsze  ta ciężka praca się zwróci. To klucz do odnoszenia sukcesów i każdy, kto chce coś osiągnąć, musi się z tym liczyć.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    10 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments