Latem 2019 roku zrobili ogromny krok w kierunku zbudowania dla siebie interesującej przyszłości. Koncertowo zgarnęli sprzed nosa New York Knicks dwóch wielkich graczy, na których bez wątpienia mogą oprzeć sukces. Jednak w przekonaniu zarządu, potrzebują jeszcze jednego mocnego nazwiska,by naprawę się liczyć.
- Intrygujący plan na przebudowę
Zwolnienie ze stanowiska pierwszego trenera Kenny’ego Atkinsona nie było podyktowane wynikami sportowymi, co do tego nie powinniśmy mieć wątpliwości. Szkoleniowiec dołączył do Brooklyn Nets w momencie, w którym zespół rozpoczynał gruntowną przebudowę, wówczas priorytety były zupełnie inne. Atkinson uchodził za specjalistę od indywidualnego rozwoju młodych graczy. Miał rękę do pracy z zawodnikami o ogromnym talencie, dlatego generalny menadżer Sean Marks nie bał się powierzyć w jego ręce autorskiego projektu. W drużynie było kilku młodych obiecujących, Atkinson miał o nich dobrze zadbać; wziąć pod swoje skrzydła.
Scenariusz układał się zgodnie z życzeniami ambitnego Marksa, ale ten w swojej przewrotności zaskoczył wiele osób. Okazało się bowiem, że wcale nie chce odtwarzać żmudnego procesu, który przez kilka dobrych sezonów wpędzał w depresję kibiców Philadelphii 76ers. Jego podejście zakładało dynamiczniejsze przejście do kroku numer dwa, a nim było wykorzystanie tego, co Nets dla siebie przygotowali. Praca Atkinsona przyniosła oczekiwane owoce. Młodzi gracze zyskali na wartości i w rękach Marksa stali się towarem, który miał posłużyć generalnemu menadżerowi do zręcznego układania drugiego filaru.
Wiązał się z dwójką gwiazd, które były gotowe połączyć swoje siły i dyskutowały o tym kilka lat wcześniej. Kyrie Irving nie odnalazł w Bostonie szczęścia, a Kevin Durant chciał się za wszelką cenę wyrwać ze środowiska, które – w jego opinii – nie do końca go akceptowało. Po zdobyciu z Golden State Warriors dwóch mistrzostw, Durant wybrał wschodnie wybrzeże. Brooklyn Nets poniekąd decydowali się na kota w worku. Bez względu na to, czy zadaniowiec, czy gwiazda – zawodnik po urazie ścięgna Achillesa może nigdy nie odzyskać formy, jaką dysponował w swoim najlepszym okresie. Durant jest przekonany o tym, że jego prime-time dopiero nadchodzi. Nets postanowili mu zaufać, czy słusznie?
- Nowy porządek
Dochodzimy więc do momentu, w którym drogi Atkinsona i Marksa zaczynają się znacząco rozchodzić. Szkoleniowiec musiał się pogodzić z utratą graczy, którym pomógł dojrzeć. W międzyczasie próbował się oswoić z rzeczywistością, w której o jego pracy nie decydował progres zawodników, a wynik na parkiecie. Z zadaniem poradził sobie zaskakująco dobrze. Jak na specjalistę od indywidualnej pracy, przygotował dla Nets naprawdę kompleksowy plan gry, w który zaangażowała się cała drużyna. Obserwowaliśmy zespół, który po obu stronach parkietu grał wedle określonej koncepcji. Atkinson zadbał o to, by nie było problemów wychowawczych, więc gracze mu ufali. Problem polegał na tym, że Marks w swoim kolejnym kroku zakładał postać o znacznie większej estymie – kogoś, kto podporządkuje sobie gwiazdy.
Tej osoby GM jeszcze nie znalazł, ale ma interesującą listę, na której znaleźli się m.in. bracia Van Gundy, Tom Thibodeau, czy Mark Jackson. Z uwagi na zawieszenie rozgrywek, sternik Nets dostał więcej czasu na to, by podjąć dobrą decyzję. Nie może w tym wypadku ignorować sygnałów wysyłanych przez Irvinga i Duranta. Jeśli plan ma przynieść Nets mistrzostwo w nadchodzących latach, Marks musi dać gwiazdom odrobinę autonomii. Ostatnie doniesienia potwierdzają, że dalsze wzmocnienia planuje wokół KD i Irvinga, co jest naturalnym rozwojem wydarzeń. Ile to będzie jednak Nets kosztowało i kto już teraz siedzi na walizkach?
Jedną z najjaśniejszych gwiazd składu jest Caris LeVert. W 39 meczach bieżącego sezonu notował na swoje konto średnio 17,7 punktu, 4,1 zbiórki i 4,1 asysty trafiając 41,4% z gry i 38,1% z dystansu. Po kontuzji nogi nie ma już śladu, więc LeVert jest oczywistym kandydatem do transferu. W obwodzie są jeszcze wysoki Jarret Allen i rozgrywający Spencer Dinwiddie, który byłby znakomitą opcją numer dwa, ale Marks może go nie utrzymać w składzie, jeśli negocjacje w sprawie pozyskania trzeciej gwiazdy będą wymagały dodatkowych poświęceń. Zatem generalny menadżer ma w swoich rękach bardzo dobre karty przetargowe, rozmowy o handlowaniu tymi zawodnikami nie powinny nas dziwić.
- Kto?
Wśród graczy, którzy mieliby się znaleźć na liście Seana Marksa są Bradley Beal z Washington Wizards i Jrue Holiday z New Orleans Pelicans. W obu przypadkach mówimy o All-Starach, którzy pragną walczyć o najwyższe cele. Beal jest sfrustrowany bieżącą sytuacją w DC, a Holiday długo już czeka na to, co przyniesie wizja Pels. W obu przypadkach widać więc potencjał na poprowadzenie interesującej dyskusji i Marks bez wątpienia będzie bardzo stanowczo naciskał, by jego odpowiednik w drugiej drużynie dobrze wysłuchał wszystkiego, co ma do powiedzenia. Nets zaczynają ryzykowną grę, ale tylko taka może przynieść im upragniony cel.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET