Reprezentacja Polski pokonała Islandię i z perfekcyjnym bilansem 3-0 plasuje się obecnie na szczycie grupy D. Biało-Czerwoni skupiają się już na wtorkowym starciu z Francją, ale echa kontrowersyjnej końcówki wczorajszego spotkania wciąż nie milkną.
Wczorajsze zwycięstwo Polski nad Islandią zapewniło naszej reprezentacji grę na etapie finałowym tegorocznego EuroBasketu. Oznacza to, że po dwóch kolejnych spotkaniach fazy grupowej zespół Igora Milicicia czeka podróż na Łotwę, bo to właśnie tam wyłoniony zostanie końcowy triumfator.
Mecz z Islandią nie była jednak „spacerkiem”. Po dobrej pierwszej połowie Biało-Czerwoni roztrwonili 16-punktową przewagę i pozwolili rywalom objąć prowadzenie. Mieliśmy również szczęście, bo sporo decyzji sędziowskich było na naszą korzyść, choć budziły ogromne kontrowersje.
Wściekły ze względu na przebieg ostatnich minut był trener Islandczyków Craig Pedersen. Po dwóch porażkach różnicą kolejno 12 oraz siedmiu punktów jego zespół liczył na pierwsze zwycięstwo na tegorocznym EuroBaskecie, ale na przeszkodzie — oprócz Polaków — stanął również zespół sędziowski.
— To nie tak, że jestem niezadowolony z porażki, ale z przebiegu zakończenia meczu. To było totalne g***o. Dostawaliśmy nagle kary, a [w decyzjach sędziowskich] nie było w ogóle regularności — rozpoczął Pedersen.
Chodzi przede wszystkim o czwartą kwartę, w której, jak mogło się wydawać, sędziowie utracili kontrolę nad spotkaniem. Uwagę przykuł m.in. moment, w którym arbitrzy sprawdzali przepychankę pod koszem Polaków, a operująca monitorem kobieta nie była nawet pewna, w którą stronę faul jest tak naprawdę sprawdzany.
— Odgwizdali nam flopa, ale potem [Polacy] flopowali, a [sędziowie] odgwizdali nam faul. Myślę, że już wystarczy. Obie strony nie były oceniane tak samo. Przykładowo, weźmy faul Tryggvi’ego [Hlinasona] za ruchomą zasłonę. Może i był to faul, ale [Polacy] robili to samo, a faule i tak gwizdano nam. Tego było po prostu za dużo, to naprawdę frustrujące, ale jestem dumny ze swoich chłopaków — opisał trener Islandczyków.
— Trudno jest wrócić ze stanu -16, potrzeba do tego masy energii. My to jednak zrobiliśmy i objęliśmy prowadzenie. Jeden z ich zawodników trafił ważny rzut z roku i doprowadził do remisu, a potem po prostu dostawali rzuty wolne przez resztę spotkania — dodał Pedersen.
Podobnego zdania są również zawodnicy, którzy najbardziej odczuli decyzje zespołu sędziowskiego w czwartej kwarcie. — W mojej opinii dwa zespoły zostawiły dziś na parkiecie serce, a jeden w ogóle się nie pojawił — stwierdził Kristinn Plasson, skrzydłowy reprezentacji Islandii.
Kwestia sędziowania nie była jednak jedynym tematem, który wywołał u Pedersona sporo emocji. Islandia jest jednym z nielicznych zespołów, który nie zdecydował się na „zatrudnienie” żadnego znaturalizowanego obcokrajowca, tak jak Polacy zrobili to w przypadku Jordana Loyda.
— Jestem też dumny z tego, że gramy na tym turnieju bez przyznawania paszportu dobremu Amerykanowi. Myślisz, że 28 punktów, które [Jordan Loyd] zdobył, nic w takim meczu nie znaczy? Oczywiście, że znaczy. My robimy to w prawidłowy sposób i jestem bardzo dumny ze stylu, w jakim zagraliśmy ten mecz. Po raz trzeci z rzędu pokazaliśmy, że nasze miejsce jest w tej arenie — podsumował szkoleniowiec.
Obie ekipy swój kolejny mecz rozegrają we wtorek. Polacy, jak już wspominaliśmy, zagrają z Francją — prawdopodobnie najtrudniejszym rywalem w grupie D. Islandia zmierzy się z kolei ze Słowenią Luki Doncicia.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!
Wspieraj PROBASKET
