Emocje, rzuty trzypunktowe i efektowne akcje – pojedynek TBV Startu Lublin z Treflem Sopot dostarczył kibicom to wszystko, a nawet nieco więcej. Czerwono-czarni pokonali zespół z Trójmiasta po raz drugi w tym sezonie – tym razem 84:72.
Skoro stawka większa niż życie, to i mecz musiał być wyrównany. Z takim stwierdzeniem nie zgadzali się jednak gracze Startu, którzy w pierwszych minutach radzili sobie lepiej od rywali. Przy prowadzeniu 10:3 trafiało czterech zawodników – na czele z Chavaughnem Lewisem – co nie jest normą dla zespołu z Lublina. Z kolei w ekipie Trefla początkowo punktował tylko Steve Zack. Sporo do udowodnienia miał Filip Dylewicz, który ostatnie derby Trójmiasta zakończył z zerowym dorobkiem. Tym razem jednak dosyć szybko wpisał się do protokołu i często się tam pojawiał. Bardzo aktywny był też były koszykarz czerwono-czarnych Piotr Śmigielski. Rzucający nie bał się penetrować pod kosz i pewnie kończył akcje na kontakcie. Przez całą pierwszą kwartę lublinianie mieli minimalną przewagę. Po 10 minutach tablica wskazywała wynik 22:18.
Taki stan rzeczy utrzymywał się w kolejnej partii. Sopocianie musieli się sporo napocić, żeby przedrzeć się przez zacieśnione szyki obronne miejscowych. Dobra defensywa Startu napędzała ich atak. Szczególnie korzystali na tym strzelcy – James Washington i Wojciech Czerlonko – którzy trafiali zza łuku. Przy stanie 30:20 dla gospodarzy trener Marcin Kloziński przywołał swoich podopiecznych do ławki. Ta zagrywka przyniosła oczekiwany skutek, bo udało się wybić czerwono-czarnych z rytmu. Seria błędów w ataku i strata Trefla zaczęła się zmniejszać. Na tym etapie szczególnie brylował Jakub Karolak, który przy wejściach pod kosz nie tylko zdobywał punkty, ale też wymuszał faule. Zawodnik urodzony w Lublinie niemal w pojedynkę doprowadził do stanu 29:30. Potem role się odwróciły i do pracy zabrali się lublinianie. Do przerwy udało im się powiększyć prowadzenie do 13 punktów – 48:35.
Trefl znalazł się w niekomfortowej sytuacji i ewidentnie chciał się z niej czym prędzej wydostać. Sopocianom na pewno nie brakowało energii, bo nie bali się grać jeden na jednego. Regularnie przypominał o sobie Filip Dylewicz, ale Start nie zamierzał się temu tylko przyglądać. W trzeciej odsłonie dobrze było widać to, co było charakterystyczne dla całego spotkania – granie falami. Najpierw lublinianie stracili niemal całe prowadzenie, a w końcówce ponownie byli lepsi. Nie do przecenienia był James Washington, który mądrze „dokarmiał” kolegów podaniami. Czy 9 punktów różnicy (63:54) to dużo przed decydującą kwartą?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie seria 11:0 dla Trefla, która dała im prowadzenie 65:63. Festiwal nieskuteczności po stronie czerwono-czarnych bardzo ułatwił im zadanie. Po początkowym szoku Start otrząsnął się i wrócił do gry. Taka koszykarska przepychanka trwała stosunkowo krótko, bo w połowie tej partii dali o sobie znać lubelscy snajperzy – Uros Mirković do spółki z Marcinem Dutkiewiczem trafili cztery „trójki” z rzędu i przypieczętowali wygraną swojej drużyny. W całym spotkaniu lublinianie zagrali na niemal 50% skuteczności zza łuku (48.5%). To właśnie ten element w dużej mierze zapewnił im zwycięstwo 84:72.
======
TBV Start Lublin – Trefl Sopot 84:72 (22:18, 26:17, 15:19, 21:18)
Start: Dutkiewicz 18, Washington 22 (12 as.), Szymański 9, Mirković 7, Lewis 20 – Czerlonko 3, Gospodarek 2, Reynolds 3, Ciechociński, Zalewski, Pelczar
Trener: David Dedek
Trefl: Zack 10 (11 zb.), Śmigielski 6, Dylewicz 22, Trotter 2, Love 9 – Karolak 20, Kulka 2, M. Kolenda 1, Ł. Kolenda, Stefański, Motylewski
Trener: Marcin Kloziński