Washington Wizards mieli być dla Kevina Duranta jedną z opcji. Ostatecznie okazało się, że skrzydłowy trafiając na rynek wolnych agentów nie miał ochoty rozważać możliwości powrotu do domu i wiązania się z drużyną Czarodziei. – Kolejną część swojego życia chciałem spędzić w innej części kraju – mówi.
Na kilka miesięcy przed trafieniem Kevina Duranta na rynek wolnych agentów, panowało przekonanie, że Washington Wizards będą poważnym graczem w walce o jednego z topowych zawodników. Okazało się jednak, że drużyna z DC rozegrała koszmarny sezon 2015/2016 i niczym szczególnym Duranta do siebie nie przekonała. Im bliżej off-season 2016, tym bardziej szanse zespołu malały. Ostatecznie Kevin postanowił dołączyć do jednego ze swoich największych rywali – Golden State Warriors.
– Nie starałem się zamykać sobie możliwości, ale tak naprawdę nigdy nie chciałem grać w domu – przyznał otwarcie na parę dni przed meczem Warriors w Verizon Center. – Nie chodziło o fanów. Część życia, którą spędziłem w domu przyniosła mi dużo radości. Gra na własnym podwórku, spędzanie czasu ze znajomymi i rodziną. To coś co było i się skończyło – dodał. Durant ciągle wraca w miejsca, w których się wychowywał, ale podczas rozwijania swojej kariery czuł, że potrzebuje wyjść szerzej, sprawdzić nowe perspektywy.
Kampania “KD2DC” miałaby sens, gdyby za ruchem mającym przekonać Kevina do powrotu, stał obraz drużyny o bardzo przejrzystej wizji rozwoju i aspiracjach do walki z absolutnie najlepszymi. Zawodnik był ciekawy świata, nigdy sam nie sugerował, że pewnego dnia założy trykot Wizards i będzie z dumą reprezentował rodzinne strony. – Drugą część mojego życia chciałem zbudować w innej części kraju, spróbować innych rzeczy. W DC, Maryland i Virginii zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie chciałem wracać, ale koszykówka, miasto i fani to aspekty, które nie miały z tym nic wspólnego – dodał.
KD przyznał, że już jako dzieciak marzył o tym, by wydostać się z DC i zobaczyć, co świat ma od zaoferowania. – Matka nie chciała, by ktokolwiek mnie ograniczał – mówi dalej zawodnik Warriors. Z wszystkich ograniczeń Durant uwolnił się sam, dzięki swojej zawziętości, ciężkiej pracy i naturalnym umiejętnościom. Zaraz po skończeniu szkoły średniej wybrał uczelnię z Teksasu, gdzie spędził rok. Zgłosił się do draftu jako jeden z najbardziej obiecujących zawodników swojej klasy. Seattle SuperSonics postawili na niego z drugim numerem.
W Oklahomie był prawdziwym społecznikiem. Fani uwielbiali go za jego chęć pomocy i oddanie miastu. Jednak po latach nieudanej walki o mistrzostwo, pragnienie rywalizacji w bardziej konkurencyjnym środowisku sprawiło, że Durant postawił na kolejną przygodę. Tym razem w ciepłej Kalifornii u boku trzech All-Starów. – Myślałem o tym, jakby wyglądał mój powrót. W przypadku LeBrona było inaczej, bo został przez Cavs wybrany w drafcie. Od początku tego doświadczał. Ja nigdy nie grałem w domu. Chciałem się skupić na koszykówce, nie martwić wszystkimi innymi sprawami związanymi z grą u siebie – dodał. Mimo to pozostał fanem Redskinsów.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET