Od wielu lat NBA stara się stworzyć przepisy, które pozwolą wyrównać szansę wszystkim drużynom – tym z mega budżetami i tym, które każdy dolar oglądają z dwóch stron. Trudno jednak stworzyć reguły, które jednocześnie nie byłyby zbyt dużym ingerowaniem w swobodę graczy. Dołączenie Kevina Duranta do drużyny z Oakland było dla ligi kolejnym sygnałem.
W nowej umowie zbiorowej zawartej pomiędzy unią graczy i ligą – zawarto regułę o tzw. super-maksymalnym kontrakcie. Zespoły dzięki tej furtce dostaną większe możliwości w staraniach o zatrzymanie gwiazdy w swoim składzie – lepszy finansowo i dłuższy kontrakt. Nadal jednak to tylko i wyłącznie dodatkowy wabik. Liga nie może w jakikolwiek sposób sterować zawodnikiem, więc w ostatecznym rozrachunku wszystko sprowadza się do tego, czy gwiazda chce grać za duże pieniądze, czy spróbować się w nowym otoczeniu, które zapewni nowe możliwości.
Tą drugą ścieżkę wybrał Kevin Durant i patrząc na miejsce, w którym się znalazł – można śmiało założyć, że niczego nie żałuje. W rozmowie z Samem Amickiem z USA Today gracz Golden State Warriors zabrał głos w sprawie braku większego balansu konkurencyjności pomiędzy ekipami NBA. Wielu zarzuca Durantowi, że jego przenosiny do Oakland spowodowały, że jesteśmy świadkami play-offów, w których od samego początku liczyły się tylko dwie drużyny. – To ja jestem powodem, że je**** Orlando nie może się dostać do play-offów sześć lat z rzędu? – pytał mocno rozdrażniony Kevin.
– To ja spowodowałem, że Brooklyn oddał wszystkie swojego wybory w drafcie? Wychodzi na to, że to przeze mnie są słabi… – śmiał się skrzydłowy Warriors. – Nie gram przecież dla każdego zespołu w lidze. Opuściłem jedną drużynę, a nie cały wschód, czy cały zachód. Nie mogę sprawić, że nagle wszyscy będą grali lepiej – kontynuował. Durant podjął decyzję, która przede wszystkim miała go przybliżyć do mistrzostwa. Przyzwyczailiśmy się już do ery super-zespołów i zarówno po Warriors, jak i Cleveland Cavaliers będziemy oglądać kolejne.
– Pewnymi rzeczami już się po prostu nie przejmuję. Łatwiej mi teraz wyrażać swoje zdanie, bo zrozumiałem, że tylko ja kontroluję swoje przeznaczenie. […] Poza tym w końcu mogę się skupić tylko na grze w koszykówkę – kończy Durant. Podczas play-offów skrzydłowy Warriors jest zdecydowanie jednym z najlepszych graczy i będzie mocnym kandydatem do nagrody dla MVP finałów. W tych dwunastu wygranych meczach wychowanek Texas notował na swoje konto średnio 25,2 punktu, 7,8 zbiórki, 3,7 asysty i 1,2 bloku trafiając 55,6 FG% oraz 41,7 3PT%.
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET