Zastanawialiście się kiedyś jak koszykarz wraca do zdrowia po kontuzji? Jak trenuje po zakończeniu sezonu? Coraz większa liczba zawodników dostrzega potrzebę indywidualnego treningu i wybiera różne warianty pracy nad swoim organizmem. Popularnością cieszy się Crossfit Wrocław, gdzie pracą indywidualną ze sportowcami zajmuje się m.in. Łukasz Piwkowski. To właśnie pod jego opieką do zdrowia wracał koszykarz Max Elektro Sokoła Łańcut, Adrian Mroczek – Truskowski. O tym procesie, ale także o wielu szczegółach crossfitu i jego korzyściach jakie potrafią czerpać zawodnicy przeczytacie w obszernym wywiadzie z Łukaszem Piwkowskim – trenerem i jednym z założycieli Crossfit Wrocław:
Skąd pomysł na stworzenie Crossfit Wrocław?
Łukasz Piwkowski – Pomysł wziął się z potrzeby miejsca, które nie posiada ograniczeń treningowych, jeśli trener lub zawodnik wymarzą sobie, zapragną, pomyślą o tym, żeby zrealizować trening to potrzebują do tego miejsca, sprzętu i ludzi. Standardowe kompleksy siłowe takich warunków nie stwarzają, są tam przeważnie maszyny wyizolowane, jeśli jest sztanga to jedna lub dwie sztuki, nie można nią wykonywać ćwiczeń, których potrzebują sportowcy, np. zarzuty, podrzuty, nie można upuścić sztangi na ziemię, bo nie ma do tego warunków itd. Na pewno więc Crossfit Wrocław powstał z potrzeby stworzenia takiego miejsca. To również efekt wspólnej pasji ludzi dla których sport był zawsze po drodze i pasjonowali się nim w różnych jego wymiarach – w kwestii klasycznego fitness, treningu funkcjonalnego, jak też sportu w wymiarze zawodowym.
Crossfit Wrocław został założony przez trzy osoby – Pan jest dyplomowanym trenerem piłki nożnej, Pan Wojciech Kosendiak trenerem lekkoatletyki, a Pani Ewa Szczęsna jest instruktorem sportów zimowych i pływania. Tak szeroki wachlarz doświadczeń zapewnia duże zainteresowanie ze strony sportowców?
– Sportowcy pojawiają się z racji tego, że jest to ciekawe miejsce i potrzebują takiego treningu, ale pojawiają się też ze względu na projekty jakie robimy. To, że ja jestem trenerem piłki nożnej już dawno odeszło do lamusa, na tych swoich doświadczeniach nadal bazujemy, ale po drodze zdobyliśmy inne doświadczenia, wiele innych umiejętności, a przede wszystkim tych ukierunkowanych na pracę ze sportowcami w wymiarze fizycznym. Jeśli miałbym się teraz określić w czym się najlepiej czuję to właśnie we współpracy ze sportowcami różnych dyscyplin. Bazuję na moim doświadczeniu jako trenera piłki nożnej, ale również jako osoby, która uprawiała sport. Głownie jednak na bazie doświadczenia nabytego na szkoleniach crossfitowych, a przede wszystkim na szkoleniach przygotowania motorycznego Athlets Performance, która obecnie nazywa się EXOS.
Co to takiego?
– To są jedne z najlepszych organizacji szkół przygotowania motorycznego, które istnieją w Stanach Zjednoczonych. Tam współpracuje się ze sportowcami z NBA, NHL i NFL. Jeśli chodzi o wymiar europejski to EXOS bardzo mocno obecny jest w Niemczech, na ich doświadczeniu mocno bazuje piłkarska reprezentacja Niemiec.
Czym się dokładnie zajmujecie? Pomagacie sportowcom przede wszystkim, czy przy okazji pełnicie również cała gamę innych funkcji? Każdy kto ma to ochotę może u Was potrenować?
– W ramach Crossfit Wrocław, jako miejsca i crossfit, jako kategoria zajęć oczywiście funkcjonuje i to funkcjonuje komercyjnie, tzn., że są tam zajęcia zorganizowane dla ludzi, którzy trenują crossfit, są to klasy crossfitowe, one mają odpowiednio ułożoną swoją ścieżkę, jest to tak zwana ścieżka klubowicza, czyli ktoś kto nigdy nie trenował crossfitu, a pojawia się u nas w klubie, przechodzi odpowiednią drogę. To nie jest tak, że ktoś przychodzi, pojawia się i wchodzi na pierwsze lepsze zajęcia tylko musi pokonać odpowiednią drogę. Najpierw idzie na zajęcia intro, gdzie zdobywa podstawy, pierwsze szlify, później idzie na zajęcia dla początkujących, potem zajęcia dla zaawansowanych. Równolegle do tego jest cała masa zajęć uzupełniających takich jak technika dwuboju olimpijskiego, gimnastyka, mobility. Jak widać bardzo urozmaicona jest ta ścieżka klubowicza, przemyślana i logiczna.
Jesteście związani z jakimkolwiek zawodowym klubem sportowym?
– W ramach Crossfit Wrocław pracują trenerzy, którzy zajmują się stricte pracą indywidualną ze sportowcami, ale też z drużynami. Ja współpracuję m.in z Adrianem Mroczkiem- Truskowskim i Krzysztofem Jakóbczykiem jeśli chodzi o koszykarzy. Spośród piłkarzy kiedyś pracowałem z Jarosławem Fojutem, teraz często pracuję ze szkółkami piłkarskimi np. Olympic Wrocław, są to chłopcy w wieku od 7 do 18 lat. Współpracuję również z piłkarzami ręcznymi Śląska Wrocław i MOS Banda – to taka druga drużyna Śląska, więc przekrój tych postaci, które do nas trafiają jest bardzo duży. Trafiają do nas czasem przypadkowo, ale też świadomość sportowców wciąż rośnie i dojrzewa do tego, że aby być dobrym koszykarzem, piłkarzem, siatkarzem trzeba być dobrze przygotowanym motorycznie, a żeby tak się stało to trzeba trafić do odpowiednich ludzi. Zdarzają się też, że zjawiają się ludzie z poleceń, jeśli ktoś z nami pracował i podobało mu się to, zauważył efekty, to na pewno nas poleca.
Jak wygląda współpraca z klubami?
– Z reguły z klubami jest ciężko, łatwiej trafić indywidualnie do zawodników niż do klubu. Z różnych względów, to zależy również od otwartości trenerów na warunki treningowe. Trening który my polecamy, promujemy, nie jest żadną nowością, bo w ten sposób na Zachodzie i w Stanach Zjednoczonych pracuje się od wielu lat. W Polsce jest to obecne od dwóch – trzech lat. Polskie kluby czują coraz większą potrzebę takiego treningu, ale sprawa rozbija się też o kwestie finansowe, kwestie bazy treningowej. Gdy rozmawiam z ludźmi z którymi trenuję często okazuje się, że kluby nie posiadają odpowiednich baz do treningu. Nie do końca jeszcze mają świadomość konieczności posiadania takiego ośrodka, może myślą, że jest im to niepotrzebne, ale zauważam zmianę w postrzeganiu tej rzeczy.
Jakie były najgłośniejsze nazwiska sportowców, którzy się u Was pojawiali?
– Nasi trenerzy pracowali np. z Piotrem Zielińskim, piłkarzem włoskiego Empoli, wspieramy również sprzętowo reprezentację Polski w piłce nożnej. Pod tym kątem obsługujemy wszystkie zgrupowania jeśli chodzi o przygotowania naszych piłkarzy do Euro 2016. Pracował też z nami Błażej Augustyn, spośród koszykarzy byli to Artur Mielczarek, Krzysztof Jakóbczyk, Adrian Mroczek – Truskowski, Karol Szpyrka również się pojawiał. Oprócz tych nazwisk jest też ważne to co robimy i jak to robimy, bo dzięki temu ludzie nas polecają.
Oprócz podtrzymywania formy pomagacie też do niej wrócić np. po kontuzji. To znacznie trudniejsze niż doskonalenie zdrowego organizmu?
– Budujemy formę w offseason, zdarza się też pomagać w powrocie do formy po kontuzji. Na terenie Crossfit Wrocław mamy dyplomowanego fizjoterapeutę o bardzo dużym doświadczeniu – Aleksandra Kosendiaka. Jest też taki moment, kiedy sportowiec kończy rehabilitację, ale nie jest jeszcze gotowy na pełnowymiarowy trening. Istnieje taki bufor, przejście i taką właśnie rolę też często pełnimy – między klasyczną rehabilitacją, a już treningiem z pełnym obciążeniem. Co jest trudniejsze? Powiem tak – kiedy zaczynałem pracę z Adrianem Mroczkiem – Truskowskim, czy Krzysztofem Jakóbczykiem po raz pierwszy cztery, czy pięć lat temu, pracowałem z nimi w taki sposób, jak teraz robię to z chłopcami, którzy mają siedem lat. Oni trafiając do mnie w wieku powiedzmy 28 lat nigdy w życiu nie trenowali w ten sposób. Pewnych rzeczy musiałem ich uczyć więc wydaje mi się, że najtrudniejsze jest zbudowanie fundamentu, solidnej bazy. Trening jaki proponujemy polega też na tym, żeby uświadamiać zawodników, nie chodzi tylko o to, żeby ich męczyć, wzmacniać, ale też uświadamiać. Muszą wiedzieć co się dzieje z ich ciałem, nie polega to tylko na powtarzaniu określonej ilości serii ćwiczeń. Muszą wiedzieć po co to robią, dlaczego, jaki ma przynieść efekt, jak ten trening później powinien przełożyć się na ich działania na boisku. Chodzi przede wszystkim o sens, filozofię pracy – jeśli robimy siłę to robimy ją po to, by później przejść do dynamiki, następnie przejdziemy do techniki przyspieszenia. Po co to robimy? Po to, żeby zawodnik w dwóch, trzech pierwszych krokach wyprzedzał swojego przeciwnika. Trzeba stworzyć nić porozumienia ze sportowcem, on musi rozumieć sens i potrzebę takiego treningu. Zawodnicy najbardziej lubią moment, kiedy już mogą wejść na parkiet, boisko, chcą grać, rzucać itd. Tę ciężką pracę wykonują często z przymusu, a naszym zadaniem jest też wytłumaczyć, że to co zrobi u nas pomoże mu w grze.
Jednym z Waszych ostatnich sukcesów było postawienie na nogi koszykarza Adriana Mroczka – Truskowskiego. To był dla Was trudny i czasochłonny proces?
– Z Adrianem pracuję już chyba czwarty sezon. Przepracowaliśmy okres po sezonie, gdy był w Stali Ostrów Wlkp., ale złapał kontuzję. Odezwał się i pojawił się u nas w styczniu z tego co pamiętam. Był po zabiegu i przybył do mnie z misją powrotu do gry wraz z początkiem marca. Mówił, że wyjeżdża do Łańcuta i na początku marca chciałby już funkcjonować na parkiecie. Celem był jego powrót właśnie w marcu, ale to też nie było do końca pewne. Można zrobić wszystko najlepiej jak się potrafi, ale tu była kwestia operacji, zabiegu. To była naprawdę ciężka, mozolna praca, na początku trudna też pod kątem psychiki. Można było wprowadzać obciążenia, ale pojawiała się blokada psychiczna, pojawiał się często jakiś ból, ponieważ kiedy pojawiały się nowe zakresy w stawach, zaczynały się wątpliwości – może coś się stało? Były dwa, trzy momenty, kiedy w trakcie treningu, czy też po nim był mały dołek psychiczny, ale jakoś sobie z tym radziliśmy, Adrian szedł do przodu. Nawet ostatnio w okresie wielkanocnym przyjechał, zrobiliśmy trening z nowymi ćwiczeniami, jeszcze bardziej dynamicznymi i też w trakcie któregoś powtórzenia jakiś nowy ból Adrian odczuł, ale raczej wynikał z nowego bodźca niż jakiegokolwiek uszkodzenia. Było to półtora miesiąca trudnej mozolnej pracy, chcieliśmy, aby to była dobra odbudowa po kontuzji. Nie działa to tak, że już w marcu musiał zagrać. Musieliśmy mieć pewność, że stopa sprawnie się porusza, teraz owszem zbliżają się play-offy, ale przecież Adrian jeszcze pogra kilka lat, nie można się z niczym śpieszyć w takich sprawach. Nie szliśmy na skróty.
Pomaga na pewno fakt, że była to praca z profesjonalistą, który wie, jak o siebie zadbać, gdy wyjdzie z treningu?
– Tak, zdecydowanie nie da się ukryć, że Adrian wie o co chodzi i wiem czego można od niego wymagać, w jaki sposób go motywować. To jest bardzo ważny element, bo nie zawsze trener musi stać nad zawodnikiem i mówić mu co ma po kolei robić. Zadając mu trening czasem zostawiałem go samemu sobie, żeby sam się z tym zmierzył. Bardzo pomogło nam to, że już się znaliśmy, trenował u nas, znał wiele rzeczy, przepracowaliśmy już kilka okresów przygotowawczych. Zdecydowanie łatwiej się wtedy pracuje i łatwiej wrócić do formy.
Jest zawsze odrobina zawahania, kiedy pozwolić zawodnikowi wrócić do gry? Musicie być w zupełności pewni powodzenia rehabilitacji.
– To nie jest decyzja, którą podejmuje jedna osoba, nie zapada ona w jednym momencie. Wszystko musi sobie przede wszystkim ułożyć w głowie sam zawodnik, bo to on pracował, on wszystko odczuwa. W przypadku Adriana, on miał cały czas informacje od prowadzącego go doktora, który mówił mu, czy może wprowadzać nowe obciążenia typu trucht, bieganie, zmiany kierunku biegu, parkiet. Chodził też do fizjoterapeuty, który mówił mu jak wszystko przebiega. Każda z tych osób może się w jakimś zakresie wypowiedzieć i stwierdzić: słuchaj, zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, więcej nie poprawimy, daj nowy bodziec w postaci parkietu. Trzeba to robić tak, żeby zawodnik grając, biegając, kozłując nie będzie myślał o tym, że miał kontuzję, musi o tym zapomnieć. Pozwolić swojemu ciału zachowywać się naturalnie. Później ważną rolę odgrywa trener zespołu, musi taką osobę umiejętnie wprowadzać do gry, dawać jej coraz więcej szans gry, wtedy on zyskuje pewność siebie i gra lepiej.
Jakie macie plany rozwoju Crossfit Wrocław? Marzy wam się współpraca z kimś szczególnym?
– Plany sprecyzowaliśmy kilka lat temu, wtedy gdy rozpoczynaliśmy naszą działalność. Otwieramy placówki crossfitowe, docelowo chcemy stworzyć duże centrum przygotowania motorycznego, takie centrum, gdzie będzie część do pracy nad swoim ciałem, kompleks boisk do różnych dyscyplin sportowych, bo nie zamykamy się na jedną dziedzinę sportu. Ponadto musi być też część regeneracyjna, czyli spa, psycholog, trening mentalny oraz potrzebne jest miejsce, gdzie będziemy uświadamiać kolejne osoby w tym jak działa ich ciało, jak również pod kątem odżywiania. Cztery fundamenty: praca, umysł, odżywianie i regeneracja. To wszystko może spowodować stworzenie bardzo dobrego atlety.
Na jakim etapie jesteście teraz?
– Myślę, że 2018 rok będzie rokiem w którym to miejsce zostanie otwarte. Crossfit Wrocław ma trzy lata, ale spotkaliśmy się trochę wcześniej, zaczęliśmy działać jakieś trzy, cztery lata wcześniej. Bardzo ważną rolę w naszej działalności pełni firma HES. Nasza wspólniczka, Ewa Szczęsna jest współwłaścicielką firmy, którą prowadzi wraz z bratem Łukaszem Szczęsnym i mamą Jadwigą Szczęsną. Nasze kluby bazują na sprzęcie firmy HES i stwarza nam to nieograniczone możliwości treningowe.
Myślisz, że kluby sportowe bardziej zainteresują się korzystaniem z Waszych usług? Sami zawodnicy indywidualnie dostrzegają już potrzebę takiego treningu.
– Dużo osób widzi taką potrzebę, rozmawiam z wieloma trenerami i bardzo dużo młodych, otwartych trenerów wyraża chęć, ale czasami jest to kwestia finansów. Oni obserwują to co robimy i próbują wprowadzać to w swoich klubach. Mieliśmy już rozmowy, podejścia do różnych klubów. Jeszcze się nie udało to w dużej skali, ale powoli to się zmienia.
Młodzi trenerzy dostrzegają takie potrzeby, a może jest też tak, że Ci szkoleniowcy starej daty wierzą w swoje metody typu zgrupowanie w górach i bieganie po schodach?
– Bieganie po schodach nie jest złe. Nie dzieliłbym tego pod względem wieku. Czasami doświadczeni, dojrzali trenerzy mają bardziej światłe, otwarte umysły niż Ci młodsi. Każdy klub ma jakieś struktury, bazę której używa od lat i nie chce tego zmieniać. Nie chcą przyjeżdżać do nas do Wrocławia, wolą zostać u siebie. Ważne, że świadomość zawodników rośnie i to z ich strony może zacząć rosnąć presja na klubie, żeby wprowadzić coś nowego w przygotowania. Takich ludzi jest coraz więcej, tak jak wspomniałem, koszykarze trenują w offseason, później przyjeżdżają do klubu i tam sztab się dziwi – przecież miałeś zacząć trenować, a Ty już jesteś gotowy. Wtedy mamy porównanie z tym, jak do sezonu przygotowujemy my, a jak sam klub sportowy. Może to zderzenie spowoduje też zainteresowanie ze strony zespołów.
W koszykówce potrzebę doskonalenia zawodników dostrzegła organizacja GetBetter.
– Znam GetBetter, pracują sobie od kilku lat i potrzeba coraz więcej takich inicjatyw, miejsc gdzie będzie można bez ograniczeń trenować. Szkoleniowcy chcą się dzielić wiedzą, trzeba tylko z tego odpowiednio korzystać. Takie miejsca będą powstawać, myślę, że za dwa, trzy lata będzie ich całe mnóstwo. To podniesie poziom sportu i sprawności fizycznej. W koszykówce również jest coraz lepiej. Remigiusz Rzepka jest bardzo znaną postacią w kwestii przygotowania motorycznego. Teraz odpowiada za przygotowanie naszych piłkarzy przed Euro 2016. Niedawno podpisał umowę z PZKosz dotyczącą koordynacji przygotowań motorycznych dla wszystkich grup kategorii wiekowych od U-14 do U-20. Wiem, że przeprowadzał pierwsze testy i podjął decyzję, że każda z tych grup będzie miała osobnego trenera od przygotowania motorycznego. Będą działać według wytycznych Polskiego Stowarzyszenia Treningu Motorycznego. Na pewno przyniesie to efekty.
Obserwuj @eRKaczmarski
Obserwuj @PROBASKET