Chicago Bulls nadal nie mogą być pewni udziału w tegorocznej fazie play-off. Lider drużyny, Jimmy Butler podkreśla, że jeśli będzie grał w następnych meczach tak samo, jak w kilku ostatnich, to będzie niezwykle ciężko, aby „Byki” znalazły się w czołowej ósemce Wschodu.
Od momentu powrotu po kontuzji kolana, Jimmy Butler ma spore problemy ze swoją dyspozycją rzutową. Jeden udany występ przeciwko Brooklyn Nets przeplótł z pięcioma bardzo przeciętnymi, w których drużyna nie mogła liczyć na Butlera z początku sezonu. Ostatnia przegrana z New York Knicks sprawia, że w Chicago muszą bardzo poważnie podejść do końcówki rozgrywek, aby nie okazało się, że w pierwszej ósemce zabraknie dla nich miejsca.
–Wiem, że to drużynowa gra, ale jeśli jeden z twoich – tak zwanych – 'najlepszych graczy’, nie robi tego, czego powinien, efekty będą takie, jak porażka z Knicks – komentował Butler, potwierdzając chwilę później, że mówił o sobie.
Bulls zajmują w tym momencie dziewiąte miejsce w tabeli i do wyprzedzających ich Detroit Pistons tracą jedno spotkanie. W Chicago mają jednak rozegrane dwa mecze mniej, a wygrywając oba, wcale nie znajdą się na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. Walka o awans do play-offów na Wschodzie powinna się rozgrywać do ostatnich meczów sezonu regularnego.
–Sposób, w jaki ostatnio gram jest zatrważający. Jest wręcz okropny. Moi koledzy z zespołu tego nie powiedzą, trenerzy również, jednak jestem realistą. Jeśli będę kontynuował mecze, jak te kilka poprzednich, będę krzywdził ten zespół. Teraz już nie chodzi nawet o kondycję fizyczną, to wszystko rozgrywa się w mojej głowie. Nie trafiam piłką do kosza i muszę to zmienić jak najszybciej, ponieważ chcę pomóc tej drużynie wejść do play-offów – zakończył Jimmy.
Bulls bez żadnego dnia przerwy rozegrają dziś w nocy rewanżowe spotkanie z Knicks. Wczorajsze przegrali we własnej hali 107-115, teraz czas na pojedynek w MSG.