Dwie godziny po mistrzu Polski swój dziesiąty mecz w fazie grupowej tegorocznej Ligi Mistrzów rozpoczynała Rosa. Radomianie na tą potyczkę wybrali się na północ Włoch do Wenecji aby zmierzyć się z aktualnym mistrzem tego kraju.
Venezia – Rosa Radom 102:93
Dwie pierwsze akcje to punkty amerykańskich obwodowych Rosy i szybkie prowadzenie Polskiego zespołu 4-0. Niestety kolejne minuty to zastój podopiecznych Wojciecha Kamińskiego, który wykorzystali gospodarze wychodząc na prowadzenie 13-5. Po raz kolejny dały o sobie znać braki pod koszem Radomian. Venezia grała pod obręcz, trafiała z bliska a w razie pomyłek notowała ofensywne zbiórki. Dopiero zmiana obrony na strefową wniosła ożywienie w tym elemencie gry i pozwoliła wybronić kilka akcji. Po atakowanej stronie parkietu „wózek” ciągnęli natomiast Amerykanie Ryan Harrow i Kevin Punter, którzy trafiali zarówno w akcjach podkoszowych często zaliczając „and one” oraz z obwodu. Dzięki temu oraz wsparciu wchodzącego z ławki Szymkiewicza goście prowadzili po pierwszej kwarcie 28-21. Mistrz Włoch w drugiej części próbował zmniejszać straty poprzez trójki i po trzech celnych próbach z rzędu przegrywał już tylko 32 – 35. O czas poprosił wtedy trener Wojciech Kamiński. Uspokoił swoich zawodników, rozpisał kilka akcji i pozwolił złapać oddech. Gospodarzom przestały wpadać seryjnie trójki a na atakowanej tablicy bardzo dobrze (w końcu!) grał Zajcew, który chyba chciał odkupić winy za ostatni mecz ligowy z Asseco Gdynia. Do przerwy Ukrainicie miał ma swoim koncie dziesięć punktów a mimo tego był dopiero trzecim strzelcem drużyny gdyż 16 oczek zdobył Punter a jedno mniej Harrow. Dzięki tak dobrej dyspozycji strzeleckiej polski zespół schodził na przerwę przy prowadzeniu 52-41.
Na drugą połowę Michał Sokołowski i spółka wyszli z wielką ambicją widząc iż mają szansę na odniesienie drugiej wygranej w sezonie. Przykładem takiego podejścia były pierwsze punkty dla Rosy. Trójkę po podaniu padającego na ziemię Trojana trafił Piechowicz. Włosi uparcie próbowali nadrabiać straty poprzez rzuty z dystansu i gdy udawało im się trafić więcej niż raz z rzędu zbliżali się bardzo niebezpiecznie do Radomian, Ci jednak wytrzymywali presję i odpowiadali punktami. Świetny mecz grał Punter, który wymuszał mnóstwo fauli i trafiał zarówno za dwa jak i za trzy punkty. Ciekawy fragment był w momencie gdy oba zespoły grały obroną strefową. Ostatnia kwarta rozpoczęła się od akcji dwa + jeden gospodarzy, która mocno poderwała włoski zespół. Jednak mnóstwo energii przełożyło się na faule. Po dwóch minutach Venezia miała na swoim koncie już trzy faule. Na fali był natomiast Haynes, który po wspomnianej akcji 2+1 trafił kolejne dwie trójki i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 72:71. Obie drużyny w ostatniej części meczu grały bardzo agresywnie i już na sześc minut przed końcem spotkania przekroczyły limit fauli. Po trójce byłego gracza Siarki Dominika Johnsona dającej trzypunktowe prowadzenie gospodarzom sytuacja Rosy wyglądała źle jednak w odpowiedzi cztery punkty zdobył Zajcew (1 wolny + celna trójka) pozwalając dalej walczyć o zwycięstwo. Ostatnie dwie minuty to strasznie szarpana gra z obu stron. Mało było w nich ułożonej koszykówki a więcej indywidualnych zrywów. Pięć punktów z rzędu zdobył Harrow dając trzy oczka zapasu Rosie, przewagę błyskawicznie zniwelował Orelik ofensywną zbiórką i akcją dwa plus jeden. Czterdzieści pięć sekund przed końcem meczu na tablicy wyników widniał remis 86:86. Bardzo głupią stratę popełnił wtedy Harrow ale w odpowiedzi nie trafili Włosi. Ostatnią akcję w meczu miała więc Rosa. Niestety ponownie źle zagrał Harrow, który zanotował stratę i dał gospodarzom cztery sekundy czasu na wygranie rywalizacji. Venezia nie wykorzystała swojej szansy co oznaczało dogrywkę.
Dogrywka rozpoczęła się najlepiej jak mogła dla Radomian – za trzy trafił Zajcew jednak chwilkę później faul niesportowy popełnił Szymkiewicz. Z tej akcji gospodarze zdobyli cztery punkty. Im dalej w las a w tym przypadku w dogrywkę tym było gorzej dla polskiego zespołu. Za faule spadł Zajcew i duet podkoszowych stanowili Auda i Sokołowski. Venezia trafiała spod kosza, dołożyła celne osobiste i przy braku pomysłu w ataku Rosy skończyło się ostatecznie ośmiopunktowym zwycięstwem mistrza Włoch. Podopiecznym trenera Kamińskiego uciekła możliwość wygrania drugiego meczu w LM, amerykańscy strzelcy wraz z Igorem Zajcewem nie dostali żadnego wsparcia od Polaków i sami nie dali rady przechylić szali zwycięstwa na stronę Rosy.
Autor: Kamil Kopciński