Badanie rezonansem magnetycznym nie wykazało żadnych naderwanych ścięgien w lewym kolanie Tyrse’a Haliburtona i nie będzie musiał poddawać się operacji. Wszystko wskazuje jednak na to, że debiutant Sacramento Kings nie pojawi się już w tym sezonie na parkiecie – poinformował Adrian Wojnarwoski z ESPN.
Haliburton doznał groźnie wyglądającego urazu w trakcie trzeciej kwarty wygranego 111:99 spotkania Kings z Dallas Mavericks. Obrońca nienaturalnie stanął, w efekcie czego jego kolano przeprostowało się. Haliburton momentalnie upadł na parkiet i opuścił go przy pomocy kolegów z drużyny.
21-latek ma za sobą fantastyczny debiutancki sezon, w którym osiągał średnie na poziomie 13 punktów, 5.3 asysty, trzech zbiórek i 1.3 przechwytu. Przy okazji trafiał 47% rzutów z gry i nieco ponad 40% prób zza łuku. Prawdopodobnie nie wygra on statuetki dla najlepszego debiutanta sezonu – ta powędruje w ręce Anthony’ego Edwardsa z Minnesota Timberwolves lub LaMelo Balla z Charlotte Hornets. Ale mimo to Kings powinni być zadowoleni, że wyciągnęli tak dobrego gracza z 12. numerem draftu.
De’Aaron Fox i Haliburton powinni przez lata stanowić o sile obwodowej drużyny ze stolicy Kalifornii. Większe znaki zapytania są na innych pozycjach – Kings mają aktualnie bilans 28-37, co daje im 12. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej. Kings mają już jednak tylko iluzoryczne szanse na awans do turnieju play-in – do ostatniego miejsca gwarantującego udział w grze o play-offy tracą 3.5 spotkania.
Bez Haliburtona w składzie szanse zespołu prowadzonego przez Luke’a Waltona na awans do play-in znacząco spadły. Ponadto Kings od 11 dni muszą sobie radzić bez Foxa, który utknął w protokołach sanitarnych. Jednak rozgrywający ma wrócić do akcji jeszcze w tym tygodniu. – Nie mamy innych informacji na temat statusu Foxa, jest w protokołach i nie ma go z nami w trasie wyjazdowej. Przed nami jeszcze mecz z Pacers i później zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie – powiedział Walton.