Terry Stotts ma pozostać na stanowisku pierwszego trenera Portland Trail Blazers do końca obecnego sezonu, ale po zakończeniu rozgrywek władze klubu dogłębnie przeanalizują jego poczynania w kampanii 2020/21 – napisał Jason Quick, który pisze o ekipie z Oregonu dla The Athletic.
Stotts przejął stery w Portland w 2012 roku i pod jego wodzą Blazers osiągnęli bilans 392-313. Zespół jest na dobrej drodze do ósmego z rzędu awansu do fazy play-off. Aktualnie mają bilans 32-24 i mają dwa mecze przewagi nad siódmymi Dallas Mavericks. Blazers zajmują ostatnie miejsce premiowane bezpośrednim awansem do play-offów.
Największym problemem Stottsa jest fakt, że nie jest on w stanie poprawić gry defensywnej swojej drużyny. Jeszcze przed sezonem, ale również i w jego trakcie Blazers pozyskali całkiem niezłych indywidualnie obrońców. Mimo to drużyna zajmuje przedostatnie miejsce pod względem efektywności defensywnej. Ratingu obrony nie poprawiło przyjście Normana Powella, Rondae’a Hollisa-Jeffersona, Derricka Jonesa i Roberta Covingtona.
Kolejnym bólem głowy działaczy Blazers ma być brak walki ze strony drużyny przeciwko czołowym zespołom NBA – Blazers mają bilans 1-9 przeciwko pięciu czołowym ekipom z Konferencji Zachodniej. Brak zaangażowania był szczególnie widoczny w ostatnich kilku spotkaniach, a ponadto niektóre decyzje personalne Stottsa wydają się być mocno zastanawiające.
Bilans Blazers w tym roku jest tak dobry, bo potrafili oni wygrywać w zaciętych końcówkach, co w znacznej mierze należy przypisywać heroicznej niekiedy postawie Damiana Lillarda. Ponadto net rating Blazers jest ujemny, a taka sytuacja nie jest normą dla drużyn z dodatnim bilansem. Tutaj nie chodzi o to, czy Stotts jest dobrym trenerem, bo Blazers nie trzymaliby go tak długo, gdyby nie był. Problem polega jednak na tym, czy jest on w stanie wykrzesać więcej z tej drużyny. Kontrakt Stottsa obowiązuje jeszcze przez następny sezon.