Dino Rađa. Legenda chorwackiego i europejskiego basketu. W Barcelonie walczył z Dream Teamem o olimpijskie złoto. W 1989 roku Boston Celtics wybrali go w drugiej rundzie draftu. Debiutował 4 lata później. Udanie: wybrano go do All-Rookie Second Team. W NBA grał 4 sezony, potem wrócił na Stary Kontynent. W 2018 wcielony do Hall of Fame.
Od tej rozmowy zaczęła się moja przygoda z wywiadami z graczami NBA. Tekst ukazał się w pierwszym numerze reaktywowanego magazynu Magic Basketball (dzięki dla redakcji za możliwość opublikowania materiału).
Wywiad przeprowadził Przemek Opłocki, który odpowiada za projekt „OPOwieści z NBA”. Poniżej macie linki do jego mediów społecznościowych. Lajki czy subskrypcje z pewnością zachęcą go do dalszej pracy. Wywiad jest w wersji tekstowej.
Przemek Opłocki: Na wstępie, spóźnione życzenia urodzinowe. Jakie było życzenie urodzinowe Dino Rađa, gdy zdmuchiwał świeczki na torcie?
Dino Rađa: Gdy robisz się starszy jest tylko jedno życzenie: zdrowie dla wszystkich, których kochasz.
PO: Kiedy był pierwszy moment w Twoim życiu, gdy pomyślałeś: „Chcę zostać koszykarzem”?
DR: Nigdy nie myślałem o tym poważnie do czas finału Final Four w Monachium, w 1989 roku. Od tamtej pory zacząłem myśleć o tym, że koszykówka może być moim sposobem na życie.
PO: Na przełomie lat 80-tych i 90-tych byłeś częścią europejskiego Dream Teamu, jak z pewnością można określić ówczesny skład Jugoplastiki. Toni Kukoč, Dino Rađa, Žan Tabak, Velimir Perasović, Zoran Sretenović, Luka Pavićević i Duško Ivanović w jednym zespole. Wygraliście dwa razy z rzędu mistrzostwo FIBA European Champions Cup (1989 I 1990). Jakie są Twoje najlepsze wspomnienia z tamtych dni?
DR: Występ w Monachium był czymś co trudno zapomnieć. Zwycięstwa z Barceloną i Maccabi, pełną amerykańskich zawodników, to było coś nie do pomyślenia. Całe miasto gościło nas po tym finale. To było nie do wiary.
PO: W 1989 roku zostałeś wybrany w drugiej rundzie draftu z numerem 40-tym przez Boston Celtics. Jak się czułeś, gdy dowiedziałeś się o tym? Czy było to „Wow! To nie może być prawda!” czy raczej oczekiwałeś tego?
DR: To była dla mnie ogromna niespodzianka, kiedy skontaktowali się ze mną przed draftem. NBA dla europejskich zawodników było tematem tabu. Nikomu przed nami się to nie udało, dlatego był to dla mnie wielki honor.
PO: Jednak minęły trzy lata, zanim ostatecznie zagrałeś w NBA. Podczas tego okresu byłeś gwiazdą we Włoszech (Virtus Rzym), a przygodę z NBA zacząłeś w sezonie 1993-94. Pojawiłeś się w klubie, który pewnie wciąż żył nagłą śmiercią swojej gwiazdy, Reggiego Lewis’a. Pamiętasz pierwsze dni w Bostonie?
DR: Oczywiście śmierć Reggiego dotknęła nasz zespół. Zgodnie z regułami NBA ciężko było zrobić coś by go wzmocnić, ale gra w brawach Celtów była wspaniałym doświadczeniem dla mnie, żeby sprawdzić jak dobry jesteś na tle najlepszej ligi na świecie.
PO: Zostałeś Celtem, założyłeś biało – zielony uniform. Stałeś się częścią klubu z wielkimi tradycjami i niesamowitymi osiągnięciami. Klubie, gdzie grały takie nazwiska jak Russell, Cousy, Havlicek, Jones, Cowens, Bird I wielu innych wybitnych graczy, których zastrzeżone numery wisiały pod kopułą hali. Jak to jest być, jak mówi powiedzenie: „Raz Celt, zawsze Celt” (Once a Celtic, always a Celitc)?
DR: Organizacja jest jak rodzina. Wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt. Gdy ktokolwiek pojawia się w Chorwacji, daje mi znać i spotykamy się, gdy potrzebuję biletów na mecz Celtów, dostaję je.
PO: To był dobry sezon w twoim wykonaniu. Zdobywałeś 15,1 punktów na mecz, na skuteczności 52,2%, do tego zaliczałeś 7,2 zbiórki. Dwa razy zdobywałeś 36 punktów (przeciw Lakers i 76ers), co jest rekordem kariery. Nominacja do All-Rookie Second Team była formalnością. Było trzech debiutantów w zespole, gdy zaczynałeś przygodę z NBA: ty, Acie Earl i Matt Wenstrom. Czy mógłbyś opisać najzabawniejsze momenty i zadania, jakie przygotowali ci koledzy starsi stażem?
DR: Krótko byłem żółtodziobem. Nie pozwoliłem im na to, by mnie tak traktowali. Miałem zbyt silną osobowość, by traktowali mnie jak debiutanta.
PO: Mecze Lakers vs Celtics to jak walka dobra ze złem i o tym kto jest kim decyduje subiektywna ocena kibica, w zależności czy ma na sobie biało – zieloną koszulkę, czy też purpurowo – żółtą. Czy przygotowywałeś się specjalnie, mentalnie i fizycznie, do tych pojedynków? Zwłaszcza, że wówczas graczem Lakers był Vlade Divac.
DR: Rytm NBA jest tak szybki, że słowo derby nabiera zupełnie innego znaczenia niż w Europie. Tempo gry jest tak szybkie, że nie masz czasu na zbyt dużo myślenia.
PO: Podczas czterech sezonów spędzonych w Bostonie odniosłeś kontuzję lewego kolana, kontuzję komplikującą twoją karierę w NBA. Latem zostałeś wytransferowany do Philadelphia 76ers (za Clarence’a Weatherspoona I Michael’a Cage’a), jednak nie przeszedłeś testów medycznych i tak skończyła się twoja przygoda z NBA. Czułeś się nieusatysfakcjonowany?
DR: Robiłem co mogłem, by grać w NBA. Dotarłem wystarczająco daleko, żeby uświadomić sobie, że jestem częścią tej ligi, i po tym wydarzeniu zdecydowałem, że chcę walczyć o mistrzowskie tytuły. Dlatego zdecydowałem się odejść.
PO: Grałeś z wieloma legendami koszykówki, przyszłymi członkami Galerii Sław (Hall of Fame): Robert Parish, Dominique Wilkins, Dražen Petrović. Jak pomogli ci zostać lepszym graczem?
DR: Każdy w inny sposób. Dražen pomógł mi najbardziej, gdyż pokazał mi, że muszę pracować ciężej od innych, żeby być najlepszym. Słowa to jedno, ale przykład jak ktoś ci daje to zupełnie inna historia.
PO: Wracając do Dražena Petrović’a, powiem szczerze, znam go jedynie z filmików zamieszczanych na YouTubie. Był wybitnym strzelcem, liderem, twardym zawodnikiem. Występował w NBA przez cztery sezony. Grając dla New Jersey Nets zdobywał 22,3 punktów na mecz, na fenomenalnej skuteczności: 44,9% 3PTS, 55,1% FG, i87,0% FT. Rozwijał się z roku na rok. Na pewno w niedalekiej przyszłości otrzymałby nominację do All_Star Game. Gdzie, twoim zdaniem, byłby limit jego możliwości?
DR: Był wspaniałym graczem. W jego przypadku „sky was the limit”.
PO: Razem z graczami takimi jak Dražen czy Toni Kukoč zdobyłeś srebrny medal na Olimpiadzie w Barcelonie w 1992 roku. Jakie masz wspomnienia z gry przeciw Dream Teamowi? Który z amerykańskich graczy był najtrudniejszy do pokrycia?
DR: To był kolejny wspaniały wyczyn w mojej karierze, prawdopodobnie drugi po turnieju Final Four w Monachium. Bronieniem każdego gracza Dream Teamu były nie lada wyzwaniem. Niesamowity zespół. Szacun.
PO: Byłeś jednym z pierwszych, znaczących graczy biegających po parkietach NBA, i przetarłeś szlaki dla przyszłych pokoleń i graczy takich jak Predrag Stojaković, Dirk Nowitzki czy Luka Dončić. Czy jesteś zadowolony z obecnego wkładu europejskich graczy w krajobraz obecnej ligi?
DR: Zdecydowanie byliśmy pionierami i przetarliśmy drogę dla obecnych graczy. jestem z tego powodu dumny.
PO: Utrzymujesz kontakty z graczami NBA z czasów, gdy grałeś w lidze? Nie liczę twojego przyjaciela, Toni Kukoč’a.
DR: Oczywiście. Jest wiele szacunku pomiędzy mną I Tonim.
PO: Jak wygląda życie Dino Rađa po zakończeniu przygody z NBA? Co najbardziej ci się w nim podoba?
DR: Wolność. Nie muszę robić niczego, na co nie mam ochoty. Uwielbiam spędzać czas z dziećmi.
PO: Dziękuję za poświęcony mi czas.