Jesteśmy po meczu, po którym perspektywa się nieco zaburza, ale nie dajcie się zwieść. Porażka w Los Angeles to tylko wypadek przy pracy Golden State Warriors. Stephen Curry również się podniesie. Ale czy kiedykolwiek przekroczy granicę 80 punktów w meczu NBA?
MVP poprzedniego sezonu zadano bardzo proste pytanie. Ten uśmiechnął się jednak lekko pod nosem i potrząsnął głową. Nie sądzi, aby w jakimkolwiek punkcie swojej kariery mógł poważnie zagrozić 81 punktom zdobytym przed dziesięcioma laty przez Kobego Bryanta. – Nie ma szans. Jest powód, przez który ludzie nadal rozmawiają o tym meczu. Był tak wyjątkowy – przyznał Stephen Curry.
Kobe za to podchodzi do sprawy zupełnie inaczej. Wychodzi z założenia, że po prostu trzeba uwierzyć, iż coś takiego jest możliwe. Jego dokonanie to drugi najlepszy wynik w historii po „setce” Wilta Chamerlaina, niemniej gracze siłą rzeczy częściej odwołują się do meczu z 2006, bowiem odbywał się w standardach gry, które znają.
Wiele razy się przekonywaliśmy, że Curry trafia z niemal każdej pozycji na parkiecie. To sprawia, że w odpowiednią noc i z odpowiednim nastawieniem, może dostać szansę na indywidualny występ, który przejdzie do historii jako jeden z najwybitniejszych. Mając 27 lat dopiero wkracza w najlepszy okres swojej kariery. – Mimo wszystko to mało realistyczne – uspokaja Luke Walton. – Kiedy mamy wysoką przewagę, to Curry więcej odpoczywa – dodał.
Najlepszy wynik Stepha to 54 punkty w starciu z New York Knicks 27 lutego 2013. W tym sezonie miał spotkanie z 53 oczkami w 36 minut, gdy Warriors pod koniec października mierzyli się z New Orleans Pelicans. – Mają w swojej rotacji tylu strzelców, że on [Curry] nie potrzebuje oddać aż tylu rzutów – stwierdził head-coach Lakers – Byron Scott.
40 prób z gry? Lakers w 2006 oprócz KB nie mieli graczy gotowych wziąć na siebie odpowiedzialność, więc zawodnik zdominował grę swoimi próbami. W przypadku Warriors jest zupełnie inaczej. – Nie sądzę, aby którykolwiek z naszych graczy oddał aż 40 rzutów bez względu na to, jak wiele by trafiał – stwierdził Curry. – Jego [Bryanta] regularność w tamtym meczu była niesamowita, aż trudno mi to przetworzyć w głowie.
fot. Keith Allison, Creative Commons
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET