Draymond Green przyznał, że popełnił błąd, który doprowadził do wyrzucenia go z parkietu, co walnie przyczyniło się do przegranej Golden State Warriors 100:102 z Charlotte Hornets. Jednocześnie skrzydłowy Wojowników powiedział, że było to gorsze zachowanie niż to, kiedy został zawieszony na spotkanie nr 5 w finałach NBA w 2016 roku.
– Potrafię przyznać się do błędów, kiedy faktycznie takie popełnię. Popełniłem błąd. Muszę teraz zrobić wszystko, aby jakoś wynagrodzić to moim kolegom z drużyny. Dziękuję im za wsparcie, ale to nie usprawiedliwia mojego postępowania. W parze ze wsparciem idzie odpowiedzialność, a ja zawiodłem na całej linii. Dostałem od nich wsparcie, bo gramy w jednym zespole, ale na pewno na nie nie zasłużyłem – powiedział Green na poniedziałkowej konferencji prasowej.
Zawieszenie Greena przed meczem nr 5 finałów NBA w 2016 roku nastąpiło po tym, jak w meczu nr 4 kopnął on LeBrona Jamesa poniżej pasa. Ostatecznie miało to spory wpływ na to, że ostatecznie to Cleveland Cavaliers wygrali wtedy mistrzostwo. Jednak sam gracz GSW przyznał, że akcja z soboty bardziej go niepokoi, ponieważ w starciu z Hornets wszystko zależało od niego.
– Miałem pełną kontrolę nad tym, co robiłem, straciłem głowę. Ostatecznie to z mojej winy przegraliśmy ten mecz. Martwi mnie to bardziej, ponieważ wygranie meczu NBA nie jest łatwą sprawą. Zawodnicy w naszym zespole są młodzi, jeszcze nie poznali smaku wielu wygranych, a ja zaprzepaściłem ich cały wysiłek. Zawiodłem ich i to mnie najbardziej frustruje – dodał Green.
Szalona sekwencja, która doprowadziła w sobotę do wyrzucenia Greena z boiska zaczęła się na 9.3 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry, kiedy Warriors prowadzili 100:98. Wtedy to starli się ze sobą Brad Wanamaker i LaMelo Ball, w wyniku czego sędziowie zarządzili rzut sędziowski. Po jego wykonaniu piłka trafiła w ręce Gordona Haywarda, ten upadł na parkiet, a Green momentalnie do niego doskoczył, licząc, że sędziowie kolejny raz zarządzą tzw. jump ball.
Jednak PJ Washington był szybszy i poprosił o przerwę na żądanie. Green zaczął kłócić się z arbitrami za co otrzymał pierwszego dacha, ale to nie ostudziło jego gorącej głowy, zaczął wyzywać arbitrów, co poskutkowało drugim technikiem i wyrzuceniem z boiska. Szerszenie otrzymali w ten sposób dwa rzuty osobiste, które na punkty zamienił, bohater tamtego spotkania, Terry Rozier. Zatem z pozornie niegroźnej sytuacji Hornets udało się wyrównać stan meczu i przy okazji zachować posiadanie. Już w kolejnej akcji Rozier oddał rzut zapewniający wygraną Szerszeni równo z syreną kończącą.
Zachowanie swojego weterana skrytykował trener Warriors, Steve Kerr, przyznając, że Green przekroczył pewną linię. Zauważył jednocześnie, że zespół może szybko o tym zapomnieć, bo skupić musi się już na najbliższym meczu z New York Knicks. – Łatwo będzie o tym zapomnieć. Draymond ma ogromny autorytet w szatni, pozostali go podziwiają. I dobrze robią, bo na to zasługuje. To świetny kolega z drużyny, któremu zdarzyło się popełnić błąd. Jednak mówiłem o tym już kilka razy, a pozostali gracze uważają to samo: jeśli chcesz wygrać w NBA, musisz mieć Draymonda w zespole. jest lojalny, waleczny, jest zwycięzcą. Jeśli ceną za to ma być to, że czasem puszczą mu nerwy, to niech tak będzie – powiedział Kerr.
Kerr ma również nadzieję, że Green wyciągnie wnioski na przyszłość i nie popełni takich samych błędów w podobnych sytuacjach. nawet jeśli Dray przyznał się po meczu, że te dwa przewinienia techniczne są tylko i wyłącznie jego winą, to Eric Paschall i Damion Lee – koledzy z szatni – stanęli po stronie swojego wokalnego lidera. I dla Greena był to powód do zadowolenia. – Wydaje mi się, że z każdego życiowego dołka wychodzisz silniejszy. Więc na 100 procent będę lepszy. Myślę, że wiem jak kontrolować moje emocje, po prostu tamtego wieczoru to one wzięły nade mną górę – zakończył Green.