Wielkimi krokami zbliżamy się do końca pierwszego miesiąca sezonu 2020/21. Z każdym kolejnym meczem odkrywamy zalety oraz obnażamy wady zawodników zza oceanu. Jednakże oczy koszykarskiego świata skierowane są przede wszystkim na pierwszoroczniaków. Dlatego właśnie postanowiliśmy zgromadzić dla was wszystko, co wiemy po pierwszych paru tygodniach. Oto kilka subiektywnych przemyśleń dotyczących tegorocznych rookies.
- Najlepiej dopasowanym do swojej nowej drużyny zawodnikiem wydaje się być Tyrese Haliburton. Jego średnia 11.1 punktu na mecz może i nie powala lecz to tylko suche liczby. 20-latek miewał już występy okraszone nawet 17 punktami, między innymi przeciwko Portland Trail Blazers. Największym atutem rozgrywającego jest jednak, bez wątpienia, zaangażowanie, czym zaskarbił sobie zaufanie trenera Luke’a Waltona. Może i nie jest to wybitny defensor indywidualny, ale to, iż szybko wpasował się w system Kings sprawiło, że „Królowie” z nim na boisku, funkcjonują lepiej po bronionej stronie parkietu. Kwestią czasu jest jak Haliburton nabierze odpowiedniej dla koszykarza wagi oraz ochłonie rzutowo, co w połączeniu z dobrym przeglądem pola, może zapewnić lepszą przyszłość organizacji z Sacramento.
- Draft 2020 nie jest wcale taki „słaby”, za jakiego uważali go eksperci. Poświadczyć za to mogą liczby. Aż 13 zawodników spędza na boisku średnio ponad 20 minut: Anthony Edwards (1 pick), James Wiseman (2), LaMelo Ball (3), Patrick Williams (4), Isaac Okoro (5) Deni Avdija (9), Tyrese Haliburton (12), Cole Anthony (15), Saddiq Bey (19), Tyrese Maxey (21) Payton Pritchard (26), Desmond Bane (30), Théo Maledon (34). Dodając do tego, zmagających się z kontuzjami Killiana Hayesa, Onyekę Okongwu oraz Obiego Toppina, otrzymamy prawie dwudziestkę niezwykle wartościowych graczy. Oczywiście, ilość minut można usprawiedliwiać COVID-owymi protokołami oraz okrojonymi z tego względu składami. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że żaden ze wspomnianych zawodników nie znalazł się przypadkowo w miejscu, w którym jest obecnie. Skauci NBA w pierwszej kolejności patrzą na dopasowanie młodych graczy do systemu gry drużyny, co sprawia, że już od pierwszego dnia każdy z nich jest gotowy do gry na wysokim poziomie.
- Najlepiej na boisku ogląda się bez wątpienia LaMelo Balla. Jest on typem gracza szukającego w pierwszej kolejności efektowności, a dopiero później efektywności. Jednakże zamieszanie, które wokół siebie stwarza, rozciąga grę oraz ułatwia zadania kolegom. Widać, że szybko zaaklimatyzował się w Charlotte, gdzie oddano mu rolę „generała parkietu”. Dość powiedzieć, że najmłodszy z braci Ball, wchodząc z ławki, notuje średnią bliską triple double. Zgodnie z rodzinną tradycją, posiada dość ekwilibrystyczną mechanikę rzutu, co jednak nie przeszkadza mu w osiąganiu niezłej skuteczności zza łuku, na poziomie 33%. Kolejnymi ogromnymi zaletami LaMelo są przegląd pola oraz agresja na koźle, dzięki czemu dobrze czuje się zarówno w kontrataku, jak i akcji pozycyjnej. Jedyne, czego brakuje nowemu podopiecznemu Jamesa Borrego to kilka kilogramów wagi więcej, co przełożyłoby się automatycznie na zwiększenie kompetencji obronnych. Patrząc na pierwsze kilka tygodni, murowany kandydat na pierwszoroczniaka roku.
- Przejdźmy teraz płynnie do „jedynki” tegorocznego draftu. Anthony Edwards, powiedzmy szczerze, do tej pory nie zachwycał. Widać, że nie może odnaleźć się w zdezorganizowanej, pozbawionej lidera, drużynie z Minnesoty. Mimo pewnego miejsca w pierwszym zestawieniu zespołu, nie wydaje się być to dogodne środowisko do rozwinięcia koszykarskich skrzydeł. Jednakże jest to dopiero 19-letni chłopak. Spędzając na uczelni Georgia, jedynie jeden rok, nie zdążył nabrać jeszcze odpowiedniego doświadczenia oraz powtarzalności. Stawiając na Edwardsa, Wolves otwarcie mówili o długoterminowych nadziejach, jakie wiążą ze wspomnianym zawodnikiem. Mówiąc wprost – na pokaz prawdziwych umiejętności Anthony’ego jeszcze musimy poczekać.
- Z pierwszej „trójki” został nam już tylko James Wiseman, który wydaje się być idealnym wzmocnieniem Golden State Warriors. Szeroki wachlarz zwodów, ułożony rzut, niezła mobilność, niesamowity zasięg – to wszystko posiada nowy podkoszowy wojowników. Pod okiem nowego mentora, Draymonda Greena, zawodnik musi przede wszystkim popracować nad ustawieniem w obronie oraz podwyższeniem intensywności gry. Jeżeli dodatkowo wzmocni się w sferze psychicznej oraz szczęśliwie ominą go kontuzje, jest materiałem na wielokrotnego All-Stara.
- Jeśli szukać zaskoczeń pierwszej części sezonu wśród debiutantów, nie sposób nie wskazać Tyrese’a Maxey’a. Wybrany dopiero z 21 numerem draftu rozgrywający, potrafił już w tym sezonie zanotować nawet 39 punktów, przeciwko poukładanym w obronie, Denver Nuggets. Kolejną ciekawą postacią jest Immanuel Quickley. Zawodnik do wszystkiego, potrafiący zarówno rzucić, jak i obsłużyć podaniem kolegów z drużyny. Nie zapominając o takich graczach jak Patrick Williams, Payton Pritchard, czy Isaac Okoro, możemy dostrzec prawdziwą wartość tegorocznego draftu.