Życie w dobie pandemii od wszystkich wymaga pewnych poświęceń. Koszykarze NBA opuścili co prawda bańkę, ale liga stworzyła takie warunki, że w zasadzie nie ma większej różnicy pomiędzy tym, jak funkcjonują obecnie, a tym jak funkcjonowali w Orlando. To dla nich mentalne wyzwanie.
Po wysypie zakażeń na COVID-19 w ostatnich tygodniach, NBA w porozumieniu ze związkiem zawodników wprowadziła kolejne obostrzenia, dotyczące m.in. treningów, kontaktów z innymi koszykarzami, czy procedur na meczach wyjazdowych. Nic nie wskazuje na to, by wkrótce wszystko wróciło do stanu sprzed marca 2020 roku. Wielu koszykarzy ma z tym konkretnym problem, zwłaszcza natury mentalnej. O kwestię został spytany Damian Lillard.
– W tym momencie czuję, jakbym toczył swoje życie w jakimś pudełku – przyznaje Lillard. – Jadę na trening, potem wracam do domu. Nie wychodzę nigdzie – nie mogę iść na kolację, nie mogę iść do kina, ani spędzić trochę czasu z moją rodziną, bo każdy ma swoje własne życie. W ostatnim czasie komunikuję się wyłącznie przez telefon, bo nie mogę się z nikim spotkać twarzą w twarz – dodał, wyraźnie wskazując na swoją nostalgię.
Aby nadać tym słowom kontekst – ze strony Dame’a nie było to narzekanie na panującą sytuację, bardziej zwrócenie uwagi na to, jak muszą się zachowywać profesjonalni koszykarze, jeżeli chcą być odpowiedzialni za siebie, jak i za swoją rodzinę. Lider Portland Trail Blazers pozostaje dla wielu wzorem do naśladowania zarówno na, jak i poza parkietem.
Liga wraz z unią graczy uruchomiła kilka lat temu specjalny program pomagający koszykarzom, którzy czują, że ich zdrowie psychiczne zaczyna szwankować. W obecnej sytuacji ta pomoc może okazać się szczególnie przydatna. Dame zatem wskazał na konkretny problem wynikający z całej sytuacji – jeden z wielu, z jakimi obecnie mierzy się liga. Jest to jednak cena, jaką wszyscy muszą zapłacić, jeśli chcemy sezon 2020/21 rozegrać w całości.