Jeśli LeBron James rzuca „trójkę” i zaczyna celebracje bez patrzenia na to, czy piłka wpadnie do obręczy, to wiedz, że masz kłopot. King James zrobił to już w drugiej kwarcie wczorajszego starcia pomiędzy Houston Rockets i Los Angeles Lakers, w którym gospodarze byli jedynie tłem dla świetnie dysponowanych Jeziorowców.
Znamy to zachowanie, próbował już tego wcześniej Stephen Curry. On jednak jest najlepszym strzelcem w historii NBA, dla LBJ-a nigdy nie był to znak rozpoznawczy. Gdy James czuje się tak pewnie ze swoim rzutem, jest nie do powstrzymania. Ostatecznie zakończył zawody z 29 punktami, trafiając 4 z 9 rzutów zza łuku.