Thomas Bryant trafił 15 sekund przed końcem, czym dał prowadzenie Washington Wizards. Jednak Brooklyn Nets mieli jeszcze czas na odpowiedź, a konkretnie Kevin Durant i Kyrie Irving, choć w innej kolejności. Piłka po ich rzutach jednak zatańczyła tylko na obręczy. I oczywiście, że nie ma co przywiązywać wagi do tego zdarzenia. Gdyby tylko Irving nieco inaczej wypowiadał się jeszcze przed startem sezonu…
Nets przegrali w nocy z niedzieli na poniedziałek z Wizards 122:123 i po bardzo dobrych dwóch meczach, teraz maja bilans 3-4. Inaczej to miało wyglądać. Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek sezonu. Główną przegraną spotkania z Wizards były straty, których Nets popełnili aż 20 (przy zaledwie siedmiu Wizards). Warto też zwrócić uwagę na słabą obronę Nets w strefie podkoszowej, w której dominował Bryant (zdobył punkty na zwycięstwo, a wcześniej zebrał piłkę w ataku).
Nets mieli dwie dobre możliwości do wygrania meczu. Najpierw Irving szybkim zwodem zgubił Ruiego Hachiumurę, oddał rzut za trzy, ale piłka zatańczyła na obręczy. W walce o zbiórkę najwyżej wyskoczył Timothe Luwawu-Cabarrot, zbił piłkę do Duranta, ten ograł Bryanta, wyskoczył w górę, ale jego próba również zatrzymała się na obręczy. Jest to o tyle niespotykane, że dla Duranta tego typu rzuty nie powinny być problemem. Zwłaszcza, że decydowały o wygranej.
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Podobno duma kroczy przed upadkiem. W wielu przypadkach się to sprawdza, ale na razie jest za wcześnie, aby wyciągać tak radykalne określenia. To był tylko jeden z wielu meczów sezonu zasadniczego. Jednak pokazuje, że nie warto się zbyt szybko chełpić, bo później może się to źle skończyć.
W tegorocznym off-season Irving powiedział sporo dziwnych rzeczy. Jedną z nich było stwierdzenie, że zawsze czuł się jak najlepsza opcja zespołu w kluczowych momentach, niezależnie czy grał z LeBronem Jamesem w Cleveland Cavaliers czy w Boston Celtics. Przyznał również, że Durant będzie jego pierwszym kolegą z zespołu, który również potrafi oddać najważniejsze rzuty, takie, które decydują o losach meczu.
I oczywiście nie ma się jeszcze, póki co, zbytnio martwić. Choć wielu stawiało Nets jako faworytów do gry w finałach konferencji, to ostatnie występy pokazały, że nie musi być to wcale sprawa prosta, szczególnie przy kontuzji Spencera Dinwiddiego. Jeśli jednak Durant i Irving pozostaną zdrowi, to gwarantują grę na wysokim poziomie i walkę o najwyższe cele. Dzisiaj jednak nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Niektórzy powiedzą, że „karma wraca”, ale w kolejnym meczu historia może potoczyć się zupełnie inaczej.