Bardzo złe informacje napłynęły z obozu Houston Rockets. Chris Clemson – młody zawodnik, który dzielnie walczył o miejsce w składzie, doznał poważnej kontuzji ścięgna Achillesa, co oznacza dla niego długi rozbrat z grą.
Chris Clemson to wychowanek małej uczelni – Campbell College. Od samego początku wiedział, że swoje miejsce w najlepszej lidze świata może wywalczyć tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Jego ogromne zaangażowanie było godne podziwu, brakowało mu co prawda wysokich umiejętności, ale robił dobre wrażenie, co mogło wystarczyć, by zapewnić sobie miejsce w rotacji Houston Rockets na zbliżające się rozgrywki.
W poprzednim sezonie najpierw związał się z Rockets porozumieniem two-way, co oznaczało, że dzielił obowiązki pomiędzy G-League i NBA, a następnie podpisał regularny kontrakt w nagrodę za postępy. Jego umowa na rozgrywki 2020/21 nie była zagwarantowana, ale wiele wskazywało na to, że Clemson znajdzie się w piętnastce, którą Rockets rozpoczną sezon. Niestety zespół poinformował właśnie, że u zawodnika zdiagnozowano zerwanie ścięgna Achillesa, co jest prawdziwym dramatem.
Rockets grali poprzedniej nocy z San Antonio Spurs na własnym parkiecie. W pewnym momencie Clemson zgłosił uraz i parkiet opuszczał na wózku, bo nie był w stanie postawić żadnego ciężaru na nogę. Bardzo szybko postawiono diagnozę, teraz zawodnika czeka operacja i długa rehabilitacja. Co w tym przypadku zrobią Rockets? Dobrze z ich strony byłoby zadbać o zawodnika i nie zostawić go z niczym przez kolejny rok.
Clemson miał grać drugie skrzypce jako wsparcie dla Johna Walla. Zespół jest tylko milion dolarów poniżej progu hard-cap, którego nie może przekroczyć. Na rynku są m.in. Shabazz Napier, J.J. Barea czy Yogi Ferrell. Sytuacja zatem zrobiła się nie do pozazdroszczenia, lecz niewykluczone, że w Houston spróbują ją rozwiązać przy okazji transferu Jamesa Hardena. Lider składu nadal czeka na rozwiązanie swojej sytuacji i zdania nie zmienił.