Ostatnie dni toczyły się w żywych dyskusjach pomiędzy NBA i związkiem zawodników. Do rozstrzygnięcia była rzecz jasna kwestia kolejnego sezonu. LeBron James był jednym z największych przeciwników powrotu do gry w grudniu. Musiał jednak uznać zdanie większości.
Koniec końców przed nami zdecydowanie najkrótszy off-season w historii NBA. Przerwa między ostatnim meczem wielkiego finału, a pierwszym meczem kolejnych rozgrywek potrwa tylko 71 dni. Niektórzy jednak w koszykówkę nie grają od marca, a inni od drugiej połowy sierpnia, więc w NBPA powstały pewne obozy. Jedni chcą desperacko wrócić do gry, inni pozostali wobec propozycji neutralni, a pozostali naciskali na to, by ruszyć dopiero 18 stycznia.
W tej ostatniej grupie był LeBron James. Mistrz z Los Angeles Lakers miesiąc temu zakończył niezwykle intensywny sezon, a mając na karku 35 lat doskonale wie, że jego ciało po takiej harówce potrzebuje odpowiednio dużo czasu na regenerację. Tego czasu jednak Lakers nie dostaną, bowiem już za trzy tygodnie zespoły wracają do pracy. Przed nami start obozu przygotowawczego, a w międzyczasie szaleństwa związane z rynkiem wolnych graczy.
James miał się mocno upierać przy opóźnieniu startu, ale problem polega na tym, że to oznaczałoby duże straty finansowe, z czego koszykarze doskonale zdawali sobie sprawę. Najwięcej straciliby ci grający na niskich umowach. Konieczne było zatem pogodzenie interesów kilku stron i James długo nie potrafił się z tym pogodzić. Według informacji Briana Windhorsta z ESPN, w trakcie tego procesu James został zmuszony do zmiany swojego stanowiska.
Naciski w NBPA zapewne były bardzo silne, zwłaszcza wśród graczy, którzy od marca nie grali w koszykówkę, bo ich zespoły nie zostały zaproszone do bańki. W ostatnich latach wiele osób narzekało, że za dużo zależy od zdania LeBrona Jamesa; że stał się pępkiem koszykarskie świata. Tym razem jednak 4-krotny mistrz NBA musiał ugiąć się pod naciskiem swoich kolegów. Co to dla niego oznacza? Zapewne tryb wzmożonego oszczędzania swojego ciała w trakcie sezonu regularnego.