Jedną z największych historii tegorocznych finałów jest pojedynek LeBrona Jamesa z jego byłym klubem. To właśnie w barwach Miami Heat zdobył on dwa ze swoich trzech pierścieni mistrzowskich. Sam zainteresowany nie uważa jednak tego faktu za powód do dodatkowej motywacji.
Jak do tej pory LeBron James zdobywał tytuł w każdym zespole, w którym grał. Jedno mistrzostwo dla Cleveland Cavaliers i dwa tytuły w barwach Miami Heat. Teraz staje przed szansą na dodanie do kolekcji pierścienia z logo Los Angeles Lakers. Jego rywalem będzie stary dobry znajomy, czyli właśnie drużyna Heat, która po latach wraca do finałów. Po raz ostatni zespół z Miami zameldował się tam w 2014 roku, wtedy jeszcze z LeBronem na pokładzie.
Pojedynek z byłym zespołem mógłby być dla Jamesa dodatkową motywacją, lecz on nie patrzy na to w ten sposób. – Nie ma znaczenia z kim gra się w finałach, bo już sam awans do nich jest bardzo trudny – twierdzi LeBron, dla którego będą to już dziesiąte finały w karierze. Jak jednak dodaje King James, ma on ogromny szacunek do rywala. Pat Riley, prezydent Heat, to według LeBrona jeden z największych koszykarskich umysłów w historii NBA.
Na dużo większe uznanie zdaniem Jamesa zasługuje również Erik Spoelstra, szkoleniowiec klubu z Florydy. – Media zawsze twierdziły, że jak się ma LeBrona, Wade’a i Bosha to każdy trener może wygrywać. Nie, to nie jest prawda – uważa skrzydłowy Lakers i dodaje, że Spoelstra do każdego meczu przygotowuje się tak, jakby ten miał być jego ostatnim. Już w środę sami przekonamy się, co takiego trener Miami wymyśli tym razem, by pomóc swojej drużynie w starciu z LAL.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, 73 punkty duetu Miller – Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną