Center Charlotte Hornets od samego początku swojej kariery w NBA mocno angażował się w działalność charytatywną. Podczas pandemii koronawirusa, zwiększył dodatkowo swoje już i tak wielkie zaangażowanie na rzecz rodaków w Demokratycznej Republice Konga.
W kwietniowe popołudnie, po zakończeniu treningu Bismack Biyombo wychodząc z domu w Charlotte otrzymał zaskakującego SMS od swojego ojca Francoisa – „Gratulacje, doczekałeś się swoich pierwszych bliźniaków”. Wiadomość zaskoczyła Biyombo, jednak gdy ojciec przekazał więcej informacji, Bismack poczuł nie tylko ulgę, ale także wielką dumę.
Kilka lat temu, zawodnik Szerszeni postawił sobie za cel zapewnienie niedrogiego dostępu do opieki zdrowotnej osobom z rodzinnej Demokratycznej Republice Konga. Jego fundacja odnowiła jeden z największych szpitali w Kinszasie oraz szpital w rodzinnym mieście zawodnika Lubumbashi. Dzięki fundacji udało się również uruchomił mobilną klinikę w mieście Goma na wschodzie kraju. „Pierwsze bliźniaki” o których mówił ojciec to Vincent i Vainqueur. Urodzili się w mobilnej klinice założonej przez fundację Biyombo. Wspaniałą informację o bliźniakach, wraz z wyrazami wdzięczności za pomoc okazałą rodakom ojcu Biyombo przekazali pracujący w klinice lekarze. Sam zawodnik podzielił się wiadomością w mediach społecznościowych.
„Im większy sukces odniosę w koszykówce, tym więcej będę mogę zrobić dla innych. To jest moja motywacja, by wstać i ciężko pracować”, argumentuje swoje dobroczynne działania Biyombo.
Niestrudzone wysiłki Biyombo na rzecz polepszenia życia rodaków w Kongo splatają się nierozerwalnie z jego karierą zawodową. Kiedy w drafcie NBA został wybrany z numerem 7, niektórzy z jego otoczenia radzili mu aby najpierw zadbał o swoją stabilną rolę w lidze, a dopiero później zajął się pomocą ojczyźnie. Wielu twierdziło, że jest za młody aby coś zmienić w swoim kraju. Bismack postanowił nie czekać. Uważał, że dzieci dorastających w Kongo nie mogą czekać, gdyż tam jak on kiedyś w drodze do szkoły pokonują duże odległości w nieodpowiednim obuwiu i często bywają niedożywione.
„Za każdym razem, gdy widzę walkę tych ludzi, gdy widzę problemy”, mówi Biyombo, „widzę okazję, aby coś z tym zrobić”.
Wkład Biyombo jest ogromny. Zbudował szkoły w trzech miastach, zapewniając edukację uczniom z całego kraju. Odnowił boiska do koszykówki oraz zbudował pierwsze w kraju boisko zadaszone. Z niego jest szczególnie dumny, gdyż wciąż wspomina grę na błotnistym po deszczu boisku. Fundacja Biyombo przeprowadziła również remonty wielu różnego typu placówek medycznych.
Każdego lata wracał do Konga z myślą o nowym projekcie. W lipcu 2015 roku podczas pobytu w Kongo, podpisał dwuletni kontrakt o wartości 10 milionów dolarów z Toronto Raptors. Po podpisaniu umowy i przekazaniu jej agentowi niezwłocznie wrócił do pracy z fundacją. „Czerpię radość z pomagania ludziom. Daje mi to trochę energii” – powtarza nieustannie.
Najnowsza inicjatywa Biyombo pojawia się w czasach wielkiej potrzeby. Podczas pandemii koronawirusa jego fundacja przekazała około 1 milion dolarów na zaopatrzenie szpitali i klinik, między innymi w 10 000 masek, 780 kombinezonów hazmat, łóżka medyczne oraz inne urządzenia.
Według New York Times, w Kongo odnotowano na chwilę obecną ponad 680 przypadków COVID-19, z czego 34 osoby zmarły. Statystyki są jednak niewiarygodne, gdyż w tym kraju przeprowadza się bardzo mało testów. Sytuacja ludzi jest bardzo trudna, ponieważ rząd wydał nakaz przymusowej izolacji domowej. Według Biyombo, w ponad 84 milionowym kraju 70% populacji jest bez pracy lub żyje z dziennych wypłat. W rezultacie niewielu stać na bezczynne czekanie w domu. Zawodnik ubolewa przy tym, że w kraju bogatym w zasoby naturalne populacja jest zubożała i często boryka się problemami zdrowotnymi, jak chociażby ostatnio z epidemią eboli.
Was a Dream, became a Vision, then a Goal! With Hard Work of people on the ground this project turned into Reality in Goma.. #DRC🇨🇩 #Riseup pic.twitter.com/k060XQmQF1
— Bismack Biyombo (@bismackbiyombo) August 3, 2017
„On właśnie taki jest” – mówi bliski przyjaciel Biyombo, Brandon Adcock. „Wie, że poprzez sport, który uprawia może wpłynąć na innych ludzi ułatwiając im dostęp do opieki zdrowotnej lub nauki. Czuje się zobowiązany by to robić”.
Dorastając w Kongo, Biyombo nie wpadł w pułapki, w które wpadali inni afrykańscy gracze. W wieku 16 lat grał w profesjonalną koszykówkę w Jemenie, a następnie przeniósł się do Europy, gdzie szybko stał się wpływowym graczem w hiszpańskiej Lidze ACB. W Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy zagrał w trakcie turnieju Nike Hoops Summit w kwietniu 2011 roku. W Portland rywalizowali najlepsi amerykańscy zawodnicy ze szkół średnich oraz ich rówieśnicy z całego świata. Bismack wypadł świetnie, zdobywając nawet pierwsze triple-double w historii tego turnieju. Do NBA trafił kilka miesięcy później.
Drastyczne decyzje życiowe Biyombo w młodym wieku pomogły mu szybko dojrzeć. „To trochę stara dusza” – mówi Adcock. Oboje nawiązali przyjaźń, kiedy zawodnik trafił do Charlotte w 2011 roku. Adcock sąsiadował wówczas z byłym zawodnikiem Hornets Borisem Diawem. „Biz jest człowiekiem, którego trudno nie lubić”, wyjaśnia 36-letni Adcock, który jest członkiem zarządu fundacji. „Ma zaraźliwą osobowość i do wszystkiego podchodzi bardzo optymistycznie”.
Biyombo nie chce zmarnować okazji, jaką dostał od losu. Ci, którzy go dobrze znają, mówią o jego pracowitości na siłowni oraz dobrym odżywianiu. Adcock mówi, że jego przyjaciel zawsze pracuje nad jakąś dietą. W restauracjach często prosi o zamienniki żywności lub zamawia produkty spoza listy. „Wszystko co je, to rośliny i owoce. Mimo, to jest szalenie silny. Zastanawia mnie skąd czerpie tyle energię” – dodaje Cody Zeller, kolega z drużyny Hornets.
W trakcie obecnego kryzysu związanego z epidemia koronawirusa ma więcej osób do wykarmienia w swoim domu. Bismack jest najstarszy z siedmiorga rodzeństwa, a każdy z jego trzech braci i trzech sióstr nosi imię zaczynające się od „Bi”. Jego rodzeństwo w wieku od 15 do 25 lat jest na co dzień rozproszone po całych Stanach Zjednoczonych, jednak teraz w trakcie pandemii, zawodnik Szerszeni sprowadził ich wszystkich do Charlotte. „Ma wielkie serce” – mówi Zeller.
W opinii Adcocka wycieczki Biyombo do Konga mogą być przytłaczające. Ale 27-letniego gracza Hornets nie dziwią już żadne obrazki z ojczyzny. „Nigdy nie widział przeszkody, której nie dałoby się pokonać” – mówi jego przyjaciel.
Mimo, że tegoroczny wyjazd do Konga może zostać odwołany, on wciąż utrzymuje stały kontakt z osobami z fundacji licząc na to, że uda się jednak znaleźć rozwiązanie i ostatecznie polecieć z pomocą.
„Jeśli mogę ciężko pracować dla siebie samego aby moja kariera była lepsza, to mogę również włożyć tyle samo energii w pomoc potrzebującym osobom w Kongo”, mówi Biyombo. „Będziemy się starać i opracowywać rozwiązania, które pomogą nam się dostać do ojczyzny. Na pewno nam się uda”.