Damian Cechniak, były zawodnik Legii Warszawa, od początku obecnego sezonu reprezentuje barwy Znicza Basket Pruszków. Wczoraj ponownie wystąpił w hali przy ul. Obrońców Tobruku, ale jego Znicz nie dał rady utrzymać prowadzenia do końca spotkania.
Emocje po tym spotkaniu już opadły, czy jeszcze długo będziecie rozpamiętywać to roztrwonienie wysokiej przewagi nad Legią i w efekcie porażkę w Warszawie?
– Na pewno żałujemy bardzo, że straciliśmy swoją przewagę. Ciężko ją sobie wypracowaliśmy i nagle coś w czwartej kwarcie nam nie poszło i Legia zaczęła nas gonić aż w końcu dogoniła, a nawet przegoniła. Żałujemy tej porażki, ale nie możemy jej długo rozpamiętywać, bo w sobotę jest już kolejny mecz. Pewnie każdy w domu sobie przemyśli, co mógł zrobić lepiej żebyśmy z Warszawy wywieźli dwa punkty. Czeka nas teraz ciężka praca nad kolejnym przeciwnikiem.
Zaskoczyła Was trochę słabsza postawa Legii na początku spotkania, a w zasadzie w całej pierwszej połowie? Zdominowaliście wtedy przeciwnika.
– To wszystko było wypracowane przez nas. Chcieliśmy wejść agresywnie w mecz, bo wiedzieliśmy, że jak zaczniemy miękko na tej sali to Legia nas zmiecie. Myślę, że to było naprawdę fajne widowisko, nie mamy do siebie zarzutów co do początku spotkania, ale naprawdę mogliśmy tu wygrać.
Trener Marek Zapałowski był niedawno asystentem Michała Spychały w Zniczu Pruszków i chyba bardzo wiele Wam zdołał przekazać, świetnie odczytał taktykę trenera Legii? Rywala mieliście rozpracowanego bardzo dobrze?
– Oglądaliśmy Legię, trener nam przygotował wideo, wszyscy przeciwnicy zostali rozpisani, znaliśmy ich mocne i słabe strony. Staraliśmy się realizować swój plan, założenia taktyczne choć do końca nam się to nie udało. Jak widać w statystykach, Adam Parzych rzucił nam pięć trójek, a mieliśmy go od rzutów z dystansu odciąć, utrudnić mu te próby. Niestety wpadały mu te rzuty i to wpędziło nas w kłopoty.
Dyspozycja Adama Parzycha Was pogrążyła, czy upatrujecie przyczyn porażki również w Waszym przestoju w ostatniej kwarcie?
– To jest też wina naszego przestoju. Legia nas goniła, a my pudłowaliśmy, oni trafiali trójki, a nam nie wpadało. Ciężko było już później zniwelować tę stratę jaką mieliśmy i ostatecznie przegraliśmy.
Do przerwy prowadziliście różnicą 15 punktów. Trener Was uspokajał, tonował nastroje, czy nakręcał jeszcze bardziej na drugą połowę?
– Kiedy jeszcze trenera nie było w szatni, sami powiedzieliśmy sobie kilka słów, żeby nie patrzeć na wynik, wyjść na trzecią kwartę jakby był remis. Mieliśmy grać tak, jak na początku spotkania, jakbyśmy dopiero zaczynali ten mecz. Jak się okazało trzecią, jak i czwartą kwartę przegraliśmy więc w naszej grze coś uległo zmianie i zwycięstwa nie dowieźliśmy do końca.
Zagrałeś przeciwko swojemu byłemu klubowi, był to też powrót do odnowionej hali na Bemowie. Był to miły powrót?
– Miły nie… bo przegraliśmy. Jakbyśmy wygrali byłoby lepiej. Hala się bardzo zmieniła, w środku jest naprawdę nie do poznania. Kibice Legii są na wysokim poziomie jak zawsze, fajnie się gra przy takiej atmosferze, nie ukrywajmy, że doping był przez cały mecz i gra się przy nim naprawdę dobrze.
Obserwuj @eRKaczmarski
Obserwuj @PROBASKET