Zakończone Mistrzostwa Świata zdają się potwierdzać to, o czym w ostatniej rozmowie z dziennikarzami mówił Kobe Bryant. Amerykanie turniej w Chinach zakończyli na najsłabszym w historii 7. miejscu. Według byłej gwiazdy Los Angeles Lakers, w ogóle nie było w tym przypadku.
Kobe Bryant funkcjonował jako ambasador tych mistrzostw i to on wręczał Ricky’emu Rubio nagrodę MVP za najlepszy występ w wielkim finale Mistrzostw Świata. 5-krotny mistrz NBA z bliska przyglądał się zmaganiom 32 drużyn. Po wszystkim wyszedł z założenia, że reszta świata znacząco USA podgoniła i na żadnym kolejnym turnieju Amerykanie nie będą murowanym faworytem, zwłaszcza pozbawieni największych gwiazd.
Bryant pamięta rok 2008, gdy poprowadził „Redeem Team” to złota Igrzysk Olimpijskich. Po kompromitacjach z 2004 i 2006 roku, Amerykanie potrzebowali impulsu. Po tamtym złocie każdy kolejny turniej kończyli miażdżąc swoją konkurencję… aż do 2019 roku. – Już nie chodzi o to, że reszta świata dogania USA. Reszta świata dawno to zrobiła – twierdzi legenda Los Angeles Lakers.
Według KB, bez względu na to, kto zagra w składzie Gregga Popovicha z całej dostępnej puli talentu, żaden mecz z poważnym rywalem nie będzie dla reprezentacji USA przysłowiową bułką z masłem. – Pamiętajcie, że w 2008 potrzebowaliśmy naprawdę mocnej czwartej kwarty, by pokonać Hiszpanię. […] Dni Barcelony 1992 są już dawno za nami. W każdej kolejnej międzynarodowej rywalizacji będzie nam po prostu ciężko – dodaje.
To Amerykanie ustawili dla Hiszpanii, Argentyny, Francji, Australii i wielu innych nacji poprzeczkę. Z nią już sobie rywale poradzili, jak będzie więcej dalej? Mimo słabego wyniku, podopieczni Popovicha zapewnili sobie udział w przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich, gdzie będą bronić złota zdobytego przed czterema laty. KB nie szuka więc winnych za słaby wynik USA, zauważa że to normalna kolej rzeczy w nowej rzeczywistości.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET