Finały za nami, emocje powoli zaczynają opadać. Przyszedł czas pierwszych podsumowań. Za nami naprawdę niezwykła seria, w której nie brakowało dramaturgii, walki i niesłabnącej nadziei po obydwu stronach. Mistrzowie z Toronto to Wielki zespół, który w pełni zasłużył na tytuł. Ja jednak skupię się na przegranych. Im także należy się szacunek, choć nie ustrzegli się błędów. Ich historia w tych finałach jest pełna goryczy, a na domiar złego może rozlać się także na przyszłość organizacji.
Finały pełne nadziei
Przed rozpoczęciem decydującej o Mistrzostwie Ligi serii każdy fan Warriors liczył na trzecie mistrzostwo z rzędu. Three peat byłby czymś wielkim, a jednocześnie dawał by szanse na zatrzymanie w zespole kluczowych dla losów organizacji postaci. Przed pierwszym starciem brak kontuzjowanego Kevina Duranta nie wydawał się być aż tak dotkliwy – seria przeciwko Portland Trail Blazers pokazała jak wielką siłą potrafią dysponować gracze z Golden State. Jak się okazało już pierwsze spotkanie przeciwko Toronto Raptors udowodniło, że przeciwnik, z jakim przyszło się mierzyć to inna półka. Od momentu zakończenia tego spotkania kibice Warriors zaczęli nerwowo odliczać godziny do powrotu gracza, który miał odwrócić losy serii – Kevina Duranta. Kiedy tylko pojawiła się informacja, że zawodnik może wrócić w czwartym spotkaniu każdy fan zaciskał mocno kciuki, by do tamtej pory reszta drużyny wyrwała choć jedną wygraną i nadal zachowała rezultat możliwy do odrobienia. Kevin wrócił w piątym spotkaniu – swoim ostatnim w tych finałach. A jak się okazało był to dopiero początek dramatu.
Kevin Durant
Ostatnie dwa finały należały do niego. W starciach przeciwko Cleveland Cavaliers rozkwitał – wchodził na poziom nieosiągalny dla rywali, imponował i nie pozostawiał złudzeń. W tych Playoffs rozkręcał się z meczu na mecz, jakby ten kulminacyjny moment miał nastąpić w Finałach. Na drodze stanęła jednak kontuzja łydki, która wyeliminowała go z gry w ostatnim meczu Półfinału Konferencji, całej rywalizacji w Finale Konferencji oraz miała wykluczyć go z kilku pierwszych meczów Finałów. Na ile uraz był poważny i wpłynął na przebieg późniejszych wydarzeń? Tego pewnie nie dowiemy się zbyt szybko. Może kiedyś KD powie na ile był gotowy, a na ile uległ presji organizacji, która tak bardzo potrzebowała go na boisku. Faktem jest, że po 11 minutach gry zszedł z parkietu z najpoważniejszą kontuzją w swojej karierze. Zerwane ścięgno Achillesa wykluczy go prawdopodobnie z gry na cały przyszły sezon i trzeba wierzyć, że będzie potrafił wrócić do gry na poziomie, który prezentował na przestrzeni dotychczasowej, wspaniałej kariery. Nie da się ukryć, że ta kontuzja wpłynęła nie tylko na przebieg tegorocznych finałów, lecz także na przyszłość gracza i organizacji, którą reprezentował. Wiele wskazuje na to, że Kevin chciał odejść i znaleźć dla siebie nowe wyzwania. Teraz nie ma pewności, czy zaryzykuje, choć kilka klubów wyraźnie zasygnalizowało, że nadal są gotowe zaproponować mu wielkie pieniądze w zamian za wzmocnienie ich organizacji. Warriors także nie mają zamiaru zmienić swoich planów względem swojej gwiazdy – najnowsze doniesienia mówią o tym, że zaproponują mu maksymalny kontrakt. Decyzja należy do Kevina, który sam oceni co będzie dla niego najlepsze.
Klay Thompson
Gdyby nie fatalny zbieg okoliczności, to te finały mogły należeć do niego. Średnio 26 punktów i 5 trójek na mecz to wynik, który mógłby postawić go w gronie kandydatów do nagrody MVP Finałów. W meczu numer 3 chciał zagrać, jednak sztab medyczny podjął decyzję o odsunięciu go od gry z powodu kontuzji ścięgna podkolanowego. W meczu numer 6 był absolutnym liderem – w momencie, w którym nabawił się kontuzji miał na koncie 28 punktów, które zdobył w ciągu 30 minut, a jego zespół był na prowadzeniu i miał realne szanse na wygraną i doprowadzenie do meczu numer 7. Ostatnie dwa punkty z rzutów wolnych zdobył już z kontuzją. Teraz już wiadomo, że czynił to z zerwanym więzadłem krzyżowym. Po zejściu do szatni Klay prosił sztab medyczny o możliwość powrotu na parkiet. Dziś wiemy, że na boisku nie pojawi się przez minimum 7-8 miesięcy. Thompson po tym sezonie stanie się niezastrzeżonym wolnym agentem – tymi finałami zapracował sobie na nowy kontrakt. Oczekuje maksymalnej oferty i wiadomo już, że taką ma otrzymać. Wszystko wskazuje na to, że zostanie w Warriors.
Stephen Curry
Był wielki, ale znów czegoś zabrakło. W meczu numer 3 przeszedł do historii z imponującą zdobyczą 47 punktów. Jednak także w tym starciu nie uchronił zespołu od porażki. W meczu numer 6 mógł być bohaterem, jednak spudłował decydujący rzut. Wcześniej nie trafił 8 rzutów pod rząd, ale należy przyznać, że obrona Toronto wykonała wspaniałą pracę, skupiając na nim całą uwagę. Mimo wszystko lekki niesmak pozostał, choć nie należy absolutnie podważać umiejętności dwukrotnego MVP Sezonu Regularnego. Przyszły sezon może go mocno zweryfikować – jeżeli Durant i Thompson podpiszą nowe umowy, to przez wiele meczów Steph będzie musiał sobie radzić bez ich wsparcia.
Draymond Green
Każdy fan NBA pamięta, jak z ust Steve’a Kerra padły słowa sugerujące, że ma już dosyć swojego podkoszowego. Jednak znany ze swojej nieprzewidywalności Dray w ważnych momentach potrafił robić naprawdę wiele rzeczy dla swojej drużyny. W tej serii starał się łatać dziury, walczył na tablicach, kreował kolegów i zabrakło jedynie nieco więcej umiejętności ofensywnych. Green udowodnił, jak ważnym ogniwem potrafi się stać. Z gracza trudnego stał się obecnie graczem niezbędnym – kolejny sezon będzie dla niego wielkim wyzwaniem.
DeMarcus Cousins
Wrócił po fatalnej kontuzji, z której skutkami zmierzy się teraz także Kevin Durant. Zagrał po raz pierwszy w Playoffach, a w nich znów musiał borykać się z problemami zdrowotnymi. Wrócił na Finały, chciał pomóc, walczył, jednak widać było braki kondycyjne, ale także i mentalne. Jego decyzje z końcówki meczu numer 5 niemal zakończyły sezon dla Golden State. Teraz Boogie będzie wolnym agentem ale po tym sezonie jeszcze trudniej określić jego aktualną wartość. Zapewne zweryfikuje ją rynek wolnych agentów i wydaje się mało prawdopodobne, by został w Warriors.
Andre Iguodala
Czasu nie da się oszukać – Iggy dał z siebie wszystko, jednak nie można było liczyć na powtórkę historii z 2015 roku, kiedy to zatrzymał LeBrona i został MVP. Mocno pracował w obronie na Kawhim Leonardzie, jednak zadanie tym razem było naprawdę trudne. Andre w ostatnim meczu zdobył 22 punkty – to wynik, którego nikt nawet od niego nie oczekiwał. Potrafił pomóc i wszystko wskazuje, że będzie pomagać nadal w przyszłym sezonie, jednak nie da się ukryć, że gracz nieuchronnie zbliża się do zakończenia swojej pięknej koszykarskiej przygody.
Ławka rezerwowych
To tutaj pojawia się wielki problem Warriors. Oczywiście gwiazdy kosztują, i jeżeli stawiasz na Star Basketball, to musisz liczyć się z oszczędnościami. A te spowodowały, że ławka rezerwowych nie dała zbyt wiele, by nie powiedzieć, że nie dała nic (a właściwie nic, czego zespół potrzebował). Brakowało energii, obrony i punktów, choć grający z kontuzją Kevon Looney i Quinn Cook próbowali, ale było to zwyczajnie za mało. Nieco rozczarował Shaun Livingston, jednak nie ma co mieć do niego pretensji – zawodnik zmagał się w tym sezonie z problemami zdrowotnymi i wiele wskazuje na to, że zdecyduje się zakończyć karierę. Poza rotacją był także awaryjnie ściągnięty w trakcie sezonu Andrew Bogut. Widać wyraźnie, że była „jedynka” Draftu najlepsze lata ma już dawno za sobą. Niestety ta sytuacja wskazuje, że pod względem możliwości pomocy z ławki nie za bardzo jest na co liczyć – wielkie kontrakty gwiazd zapchają Salary Cap, a na solidnych zadaniowców po prostu zabraknie miejsca w budżecie.
Steve Kerr
Trenerem jest świetnym, ale mimo wszystko te finały oceniają go dosyć surowo. Momentami widać było brak pomysłu na grę i „siłowanie” tych samych rozwiązań. Od pierwszego meczu kulał powrót do obrony, która z resztą w wielu sytuacjach okazywała się dziurawa i często nie radziła sobie także w walce przeciwko zdyscyplinowanej koszykówce pozycyjnej Raptors. Kiedy jego gracze trafiali – było dobrze, kiedy pudłowali – nie brakowało kłopotów. Ponadto patrząc na grę Warriors pod nieobecność Duranta i – w meczu numer 3 – także Thompsona można było odnieść wrażenie, że Kerrowi brakuje „planu B”. Zespół grał wówczas bez wizji i pasji, a rozwiązania taktyczne wyglądały tak, jakby sztab po prostu czekał na powrót gwiazd, bez których nic nie może się skleić. Trener wyraźnie miał problem w wykreowaniem dodatkowej pomocy w rotacji, niespecjalnie szukając kolejnego ogniwa z ławki, które może pomóc. Ciężko także ocenić jaki miał wpływ na kwestię przywrócenia Duranta do gry i czy w jakiś sposób wywierał presję na szybszy powrót gracza na parkiet. Tak jak w przypadku swoich podopiecznych, także i jego rozliczy kolejny sezon – teraz Kerr zdecydowanie potrzebuje nowych rozwiązań, które na ten moment będą konieczne dla wsparcia Curry’ego i Greena.
Ten sezon nie mógł skończyć się gorzej
Dwie poważne kontuzje gwiazd, z którymi trzeba teraz usiąść do rozmów kontaktowych, przegrany tytuł mistrzowski, zapchane Salary Cap – tak prezentuje się sportowy bilans po Finałach NBA zespołu Golden State Warriors. Warto także wspomnieć o wizerunkowej wpadce, która zakończyła się karą 500 tysięcy dolarów oraz zakazem wstępu na mecze NBA w kolejnym sezonie dla jednego ze sponsorów klubu. Takie trzęsienie ziemi z pewnością mocno wpłynie na organizację i być może zmieni jej historię. Ta seria kosztowała ich o wiele więcej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać – teraz ważą się losy przyszłości, która wydaje się nieco mglista. Nadal jednak do gry w barwach Warriors mogą powrócić gracze wielcy i po ewentualnym słabszym roku może nastąpić odrodzenie, które znów zaprowadzi organizację na szczyt. Na ten moment są to jednak tylko i wyłącznie spekulacje – rozpoczynamy Offseason, więc teraz może wydarzyć się wszystko.
Czy wiesz, że Podcastu PROBASKET możesz posłuchać przez Spotify, SoundCloud, iTunes oraz YouTube? W najnowszym Krzysztof Sendecki i Michał Pacuda rozmawiają o mistrzostwie Raptors i przyszłości Kawhi Leonarda. Zastanawiają się też czy to koniec Golden State Warriors, jakich znamy? W Podcaście nie mogło też zabraknąć zdesperowanych Los Angeles Lakers. Najnowszy Podcast PROBASKET znajdziesz tutaj.