Po bardzo dobrym początku czwartej kwarty koszykarze Washington Wizards okazali się lepsi od Milwaukee Bucks różnicą pięciu punktów. Bardzo dobre zawody rozegrał cały skład waszyngtońskiej ekipy, bowiem aż siedmiu zawodników zdobyło 10, lub więcej punktów.
Washington Wizads 106:101 Milwaukee Bucks
Koszykarze ze stolicy podobnie jak koszykarze z Milwaukee dobrze weszli w mecz. Ekipa nieobecnego Marcina Gortata z czasem zaczęła się jednak rozpędzać, klarując dość znaczną przewagę. Było to głównie zasługą świetnych podań Walla i bardzo dobrej skuteczności Otto Portera. Kozły odpowiadały na te ataki zespołową koszykówką, którą dowodził Carter-Williams. Rzuty za trzy i z półdystansu poprowadziły Czarodziejów do zwycięstwa w pierwszej kwarcie 29:18.
Druga kwarta tego meczu była znacznie bardziej wyrównana od pierwszej, jednak także padła łupem gospodarzy, którzy drugą ćwiartkę rozpoczęli ze zmiennikami na parkiecie. Trzeba przyznać, że rezerwowi spisywali się bardzo dobrze, wcale nie byli gorsi od graczy, których zadaniem jest granie pierwszych skrzypiec. Po wejściu na parkiet Johna Walla pojawiły się zgrzyty w obronie, które koszykarze Bucks bardzo dobrze wykorzystywali. Wizards po pierwszej połowie prowadzili 56:43.
Trzecia część tego meczu to ogromne problemy z egzekwowaniem rzutów, jak i brak obrony. Koszykarze Wizards przed tym meczem musieli chyba oglądać mecz Stelmetu Zielona Góra w Eurocapie, którzy również przegrali trzecią kwartę różnicą szesnastu punktów. Bardzo dobrze grał Jabari Parker, który spokojnie punktował rywali. Dobre podania przesyłał mu Giannis Antetokounmpo i takim to cudem kozły wyszły na prowadzenie 74:71.
Ostatnią kwartę koszykarze Randy’ego Wittmana rozpoczęli wręcz idealnie, od szybkiego zrywu 22-6 i mogłoby się zdawać, że będą już pewni zwycięstwa. Nic bardziej mylnego, bowiem na niecałe 28 sekund do końca Czarodzieje prowadzili czterema punktami. Po udanych rzutach osobistych Bradleya Bela WIzards wygrali 106:101.
Washington Wizards będą mieli szansę wyrównać bilans zwycięstw do porażek (obecnie 18-19) już w nocy z piątku na sobotę, gdy zmierzą się z Indiana Pacers. Na dzień dzisiejszy stołeczni ze swoim bilansem zajmują 11. Lokatę w Konferencji Wschodniej.
Podopieczni Jasona Kidda nie mieli prawa wygrać tego spotkania, popełnili po prostu za dużo strat – 27. Jest to niewybaczalne, szczególnie, że zostało to zamienione na 36 punktów z kontry. Mają jednak dobre wytłumaczenie, bo do meczu przystępowali dość zmęczeni, bowiem noc wcześniej mierzyli się z Chicago Bulls. Najlepszym strzelcem ekipy był Middleton z 25 punktami na koncie. 22 rzucił Parker, 19 Greg Monroe (i 12 zbiórek). 19 punktów, 11 zbiórek i 6 asyst (ale i 6 strat) zanotował „Antek”.
Najmocniejszym punktem Waszyngtońskiego zespołu był zdecydowanie John Wall, który zdobył 19 punktów, 8 asyst i zbiórek. Na jego niekorzyść świadczy jednak 6 strat (z 16 zespołu). Bardzo dobre zawody rozegrał wchodzący z ławkiRamon Sessions, który zdobył 15 punktów i 5 asyst. Drużyna z nim na parkiecie była +20. Do gry wróćił także Bradley Beal, który zdobył 11 punktów, 3 zbiórki i 3 asysty w niecałe 23 minuty gry. Aż siedmiu graczy Stołecznych zdobyło 10 lub więcej punktów.
Opuchnięte kolano stało się powodem dużych problemów Marcina Gortata. Na szczęście lekarze po wykonaniu badań wykluczyli już możliwość infekcji gronkowcem. Zakażenie postanowiono leczyć antybiotykami. Status kontuzji Gortata zmienił się więc na krótkoterminowy, Polak powinien wrócić do treningów w najbliższych dniach.
– Marcin jest już chyba poza szpitalem. Rano podano mu antybiotyki, żeby postawić go na nogi – powiedział Randy Wittman trener Wizards.
Obserwuj @PJ_Jankowski
Obserwuj @PROBASKET