Poprzedniej nocy w najlepszej lidze świata rozegrano aż dwanaście spotkań. Clippers pokonali na wyjeździe Pistons po 39 punktach z ławki Lou Williamsa. Hornets obronili się przed Bulls po 37 oczkach Kemby Walkera. Nets musieli uznać wyższość Magic, a Bucks rozbili w Waszyngtonie miejscowych Wizards. 35 oczek Doncicia pomogło Mavs uporać się z Cavaliers. Z kolei Heat przegrali kolejny mecz przed własną publicznością, tym razem z Pacers, dla których punktował głównie Bojan Bogdanović. Spurs zatrzymali Pelicans, natomiast Warriors nie mieli większych problemów z Lakers we własnej hali. Najbardziej zacięte widowisko oglądali kibice Nuggets i Wolves. Ostatecznie to ekipa z Kolorado wyszła z meczu obronną ręką. 43 punkty w zwycięstwie z Jazz zapisał Jamesa Harden, na koniec dnia Kings niespodziewanie ograli Sixers po świetnym meczu Buddy’ego Hielda.
DETROIT PISTONS – LOS ANGELES CLIPPERS 101:111
– Los Angeles Clippers wrócili w tym meczu z 25 punktowej straty. Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty Lou Williams rzucił 16 punktów będąc kluczową postacią pogoni swojego zespołu. Decydujący run pozwolił gościom objąć prowadzenie 107:96, którego już nie oddali. To kolejny mecz Detroit Pistons, w którym zespół nie potrafił znaleźć regularności.
– W pierwszej kwarcie Tłoki trafiły osiem trójek i prowadziły 40:22. W trakcie pierwszych pięciu minut meczu Doc Rivers aż trzykrotnie korzystał z przerwy na żądanie. Zespół obudził się dopiero w trzeciej kwarcie i to głównie za sprawą Lou Williamsa, który swoją agresywną grą napędził cały zespół. W finałowej kwarcie Tłoki zanotowały tylko 14 oczek.
– Williams dostarczył z ławki 39 punktów (13/26 FG, 3/4 3PT, 11/11 FT), 3 zbiórki oraz 9 asyst. Kolejnych 16 punktów (8/13 FG), 7 zbiórek Montrezla Harrella. Marcin Gortat spędził na parkiecie zaledwie 4 minuty. Najlepszym punktującym Pistons był Reggie Jackson kończąc z dorobkiem 29 punktów (11/22 FG, 5/9 3PT) i 7 asyst.
CHARLOTTE HORNETS – CHICAGO BULLS 125:118
ORLANDO MAGIC – BROOKLYN NETS 102:89
WASHINGTON WIZARDS – MILWAUKEE BUCKS 115:131
– To była kolejna noc kandydata do nagrody MVP – Giannisa Antetokounmpo. Wysoki trafił najlepsze w tym sezonie 17/17 z linii rzutów wolnych, a jego zespół nie miał większych problemów z odesłaniem Washington Wizards do domu. To dziewiąte zwycięstwo w ostatnich dziesięciu meczach Milwaukee Bucks.
– Lider tabeli wschodu grał na tyle skutecznie, że przy ostatnio dużej intensywności meczów trener Mike Budenholzer mógł skorzystać więcej z rezerwowych dając odpoczynek graczom pierwszej rotacji. W zasadzie tylko Antetokounmpo przekroczył granicę 30 minut. W połowie meczu Bucks prowadzili 23 punktami i kolejne 24 minuty nie były już żadną historią.
– Jeśli Wizards uda się ostatecznie awansować do play-offów, to prawdopodobnie właśnie Bucks będą ich rywalem. Antetokounmpo skończył noc mając na swoim koncie 37 punktów (10/20 FG, 17/17 FT) i 10 zbiórek. Kolejnych 21 oczek dołożył Brook Lopez. Najlepszym punktującym Wiz był Bradley Beal z 24 punktami (8/16 FG), 4 zbiórkami i 3 asystami.
CLEVELAND CAVALIERS – DALLAS MAVERICKS 98:111
– W meczu bez większej historii wyróżnił się ten, który pewnie zmierza po nagrodę dla najlepszego pierwszoroczniaka. Luka Doncić wyrównał swój rekord kariery i zakończył mecz z linijką 35 punktów (13/25 FG, 4/11 3PT, 5/7 FT), 11 zbiórek, 6 asyst i z przechwytem. Jest szóstym graczem od roku 2000, który zdobył 1000 punktów przed ukończeniem 20-stki.
– Dallas Mavericks grali w tym meczu bez pozyskanych zawodników New York Knicks, dlatego dla Cleveland Cavaliers otworzyła się konkretna szansa. Jednak dobra forma Doncicia i 13 punktów w czwartej kwarcie Harrisona Barnesa pozwoliło ekipie z Teksasu zbudować komfortowe prowadzenie i w efekcie zapisać na swoje konto 24 wygraną w sezonie.
– Po stronie Cavaliers wyróżniał się jedynie Jordan Clarkson, który wyszedł z ławki na 31 minut i zanotował w tym czasie 19 punktów (7/16 FG), 3 zbiórki i 2 asysty. W Ohio muszą ten sezon po prostu dokończyć.
MIAMI HEAT – INDIANA PACERS 88:95
SAN ANTONIO SPURS – NEW ORLEANS PELICANS 113:108
GOLDEN STATE WARRIORS – LOS ANGELES LAKERS 115:101
– To był dziwny mecz, w którym Stephen Curry potrzebował 3,5 kwarty, by w końcu trafić do kosza. To mimo wszystko nie zatrzymało Golden State Warriors, którzy idą cios za cios z Denver Nuggets w walce o 1. miejsce na zachodzie. Wiele w tym meczu sprowadziło się do skuteczności Klaya Thompsona i energii dostarczonej przez DeMarcusa Cousinsa.
– Curry nie trafił swoich pierwszych ośmiu rzutów, a mimo to i tak był w stanie zanotować 14 oczek. Koledzy odpowiedzieli jednak na słabszą dyspozycję lidera i zasłonili wszelkie braki. Andre Iguodala w ostatniej minucie trzeciej kwarty trafił trójkę, która dała GSW prowadzenie. Finałową odsłonę mistrzowie wygrali 27:15 nie dając Los Angeles Lakers większych szans.
– Goście z LA musieli sobie radzić bez LeBrona Jamesa, który czuł się obolały po powrocie przeciwko Clippers. Dlatego właśnie młodzi Jeziorowcy nie wytrzymali tempa narzuconego w czwartej kwarcie. Cousins zanotował swoje pierwsze double-double 18 punktów, 10 zbiórek. Thompson dołożył 28 oczek (10/15 FG, 4/7 3PT). Po stronie Lakers wyróżniał się Brandon Ingram z dorobkiem 20 punktów (9/21 FG), 4 zbiórek i 3 asyst.
MINNESOTA TIMBERWOLVES – DENVER NUGGETS 106:107
– Kluczowy moment spotkania miał miejsce na minutę przed końcem, gdy Nikola Jokić posłał długie podanie do Malika Beasleya i ten bez wykonania choćby jednego kozła wsadził piłkę do kosza dając Denver Nuggets 3-punktowe prowadzenie. W ostatnich sekundach Minnesota Timberwolves miała szansę na zwycięstwo, ale próba Luola Denga z dystansu okazała się nieskuteczna.
– Piłkę na 3,5 sekundy przed końcem złapał jeszcze Karl-Anthony Towns, ale nie wystarczyło mu czasu, by cokolwiek z nią zrobić. Gospodarze byli na siebie wściekli przede wszystkim za to, że pozwolili na łatwe punkty Beasleyowi po podaniu Jokicia. – Na chwilę straciliśmy koncentrację – mówił Andrew Wiggins.
– Dla Nuggets był to drugi mecz w back-to-back. Zespół Mike’a Malone’a ma bilans 8-1 w takich spotkaniach. Jokić dzięki wspomnianemu podaniu do Beasleya zapisał na swoje konto triple-double kończąc z dorobkiem 13 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. 22 oczka z 14 rzutów Beasleya. Najlepszym punktującym Wolves był Towns notując 31 oczek (12/19 FG, 2/5 3PT, 5/9 FT), 12 zbiórek, 7 asyst i 2 przechwyty.
PHOENIX SUNS – ATLANTA HAWKS 112:118
UTAH JAZZ – HOUSTON ROCKETS 98:125
SACRAMENTO KINGS – PHILADELPHIA 76ERS 115:108
– Sacramento Kings są w bieżących rozgrywkach zespołem, którego absolutnie nie możesz lekceważyć. Buddy Hield rozgrywa natomiast przełomowy sezon robiąc kluczową różnicę. Poprzedniej nocy to właśnie on prowadził Kings do wygranej z Sixers. W efekcie Kings wygrali szósty mecz z rzędu przed własną publicznością i są na 9. miejscu w tabeli zachodniej konferencji.
– W czwartej kwarcie, niezwykle wyrównanej, Kings przetrwali mocną ofensywę ze strony Jimmy’ego Butlera, który chciał wziąć Philadelphię 76ers na własne barki. Zdobył w tej części aż 18 punktów i dwukrotnie zrobił akcję za 4 oczka. Co więcej, przywrócił Sixers na prowadzenie, gdy na zegarze pozostały 4 minuty. W końcówce jednak Hield trafił dwie kluczowe trójki, a na 27 sekund przed końcem wykorzystał trzy rzuty z linii wolnych zabezpieczając zwycięstwo swojego zespołu.
– Sixers mieli w tym meczu problemy ze znalezieniem swojej formy w ataku, a gdy już wrócili na prowadzenie w finałowej odsłonie, pozwolili Kings zamknąć mecz runem 11:5. Hield zanotował na swoje konto 34 punkty (12/21 FG, 7/13 3PT, 3/4 FT), 6 zbiórek, 3 asysty. 29 oczek (9/24 FG, 11/13 FT), 17 zbiórek Joela Embiida i 29 punktów (11/18 FG, 4/8 3PT), 7 asyst Butlera.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET