Podróże na mecze wyjazdowe i związane z nimi długie godziny lotów są nieodzowną częścią ligi NBA i życia zawodowego koszykarza. Stany Zjednoczone to ogromny kraj z ogromnymi odległościami pomiędzy miastami, a liga jest wymagająca nie tylko pod względem intensywności gry, ale również logistyki.
Suma przebytych przez daną drużynę mil nie zależy jedynie od umiejscowienia na mapie siedziby organizacji. Wpływ na długość podróży ma również zagęszczenie (lub jego brak) na małym obszarze rywali z którymi najczęściej gra się mecze wyjazdowe oraz kalendarz, który determinuje konfigurację serii wyjazdowych, szczególnie tych na przeciwległym wybrzeżu.
Przy obecnej geografii ligi NBA, sumarycznie najdłuższe podróże odbywają zespoły z Pacific Division oraz Northwest Division. Dzieje się tak dlatego, że z jednej strony drużyny grające w tych dywizjach mają relatywnie najdalej na drugie wybrzeże, ale też dlatego że różnice odległości w ramach tej samej dywizji bywają ogromne. Wystarczy powiedzieć że dywizja Northwest obejmuje swoim zasięgiem ok. 1/3 powierzchni kraju, Minnesota leży bardziej na wschodzie niż zachodzie USA, a Oklahoma bardziej na południu niż północy – mimo że należą do tej samej północno-zachodniej dywizji.
W obecnym sezonie najwięcej podróży odbywają Portland Trail Blazers, grający właśnie w dywizji Northwest – przy czym deszczowy Oregon leży jak najbardziej na północnym-zachodzie USA, zgodnie z nazwą dywizji w której gra Portland. Koszykarze Trail Blazers pokonają w sezonie 2018-19 ponad 54 tysiące mil, czyli blisko 87 tysięcy kilometrów. Najbliższymi wyjazdami drużyny z Portland są te do Sacramento, Oakland i Salt Lake City, ale wciąż są to dystanse ok. 500-600 mil. Dla porównania zespół Detroit Pistons ma w zasięgu 600 mil więcej niż pół Konferencji Wschodniej, a do takich miast jak Chicago, Cleveland czy Toronto nie więcej niż 200. Na długość podróży ekipy z Portland duży wpływ ma także kalendarz. Np. w samym tylko marcu drużynę czeka tournée po wschodnim wybrzeżu przy okazji z odwiedzinami Memphis, tournée po południowych krańcach kraju (LA, Teksas i Nowy Orlean za jednym razem), kolejny wyjazd na wschód i kilka pojedynczych meczów wyjazdowych, np. w Kalifornii. Wszystko poprzedzielane oczywiście meczami w domu i dalekimi powrotami do Moda Center.
Sumę dystansów podróży poszczególnych zespołów, przeanalizować możecie na poniższej grafice.
Źródło: Ed Küpfer, Twitter
Jak widać geografia ligi nie jest łaskawa dla drużyn z Konferencji Zachodniej. W czołówce najdłuższych podróży możemy znaleźć tylko dwie ekipy ze wschodu – te faktycznie najdalej wysunięte, czyli Orlando Magic i Miami Heat.
Nasuwa się pytanie, czy pokonane w samolotach mile mają wpływ na wyniki drużyn? Na pewno nie w sposób widoczny na pierwszy rzut oka. Największy spadek jakości gry w meczach wyjazdowych w porównaniu do meczów domowych, mają w tym momencie (stan na 31 grudnia) Dallas Mavericks – 15-3 w Dallas i 2-15 na wyjazdach, oraz New Orleans Pelicans – 12-6 w Nowym Orleanie i 4-15 na wyjazdach, a więc zespoły które nie mają najbardziej wymagającego sezonu pod względem logistyki. Dla porównania Portland ma bilans 14-6 u siebie i 7-10 na wyjeździe, co na tle reszty ligi jest wynikiem mieszczącym się w normie.
Zdecydowanie jednak widać różnicę pomiędzy konferencjami. Na całym Zachodzie, różnica bilansów pomiędzy meczami domowymi a wyjazdowymi sięga prawie 27% (aż 66% w domu i 39% na wyjazdach). Na Wschodzie ta różnica jest zdecydowanie mniejsza i wynosi tylko 15%, a wynika to z mniejszej skuteczności zespołów w meczach domowych. Czy to rezultat mniej uciążliwych podróży, czy może silniejszych zespołów przyjeżdżających z Zachodu, pozostawiam Waszej ocenie.
Autor: Damian Puchalski
NBA: Rozegrać więcej niż 82 mecze w sezonie zasadniczym? Żaden problem!
NBA: Czym są zaawansowane statystyki rzutowe? Analiza i wyjaśnienie (część 1)