O dziwo – nie wybrał Chin, a uparł się na kontynuowanie kariery w NBA. Greg Monroe zostaje na wschodzie i dołączy do drużyny z Toronto na rocznej umowie za minimalną kwotę. Zawodnik od początku letniego okienka miał spore problemy ze znalezieniem dla siebie nowego zespołu.
Toronto Raptors zbroją się do walki o przejęcie wschodu po tym, jak opuścił go LeBron James. Zespół dokonał latem kilku zmian, w tym dwóch niezwykle istotnych. Najpierw Dwane’a Caseya zastąpili jego asystentem – Nickiem Nursem, a następnie swojego All-Stara – DeMara DeRozana przehandlowali do San Antonio Spurs w zamian za wracającego do pełni zdrowia po walce z urazem uda Kawhiego Leonarda. Motorem tych zmian był rzecz jasna generalny menadżer – Masai Ujiri.
To również on podjął decyzję o przedstawieniu Monroe propozycji rocznego kontraktu za minimum, czyli 2,2 miliona dolarów. Wysoki dołączy zatem do rotacji Raptors i pomoże z ławki jako zmiennik Jonasa Valanciunasa. Monroe dobrze radzi sobie w grze tyłem do kosza i potrafi obsłużyć kolegę dobrym podaniem. Dwa największe problemy wysokiego to brak rzutu za trzy punkty oraz bardzo niemrawa postawa w defensywie. Monroe jest duży, ale przez to wolny, co czyni go celem dla szybkich kozłujących.
W poprzednim sezonie grał dla Boston Celtics, Phoenix Suns i Milwaukee Bucks. Dla ekipy z Arizony rozegrał 20 meczów notując na swoje konto 11,3 punktu, 8 zbiórki, 2,5 asysty trafiając 62,6 FG%. Agent zawodnika – słynny David Falk zdradził, że trzy lata temu środkowy miał propozycje maksymalnych umów od Bucks, New York Knicks, Los Angeles Lakers i Portland Trail Blazers. Jego wartość zaczęła spadać, gdy do ligi zaczęło trafiać coraz więcej wysokich rozciągających grę poprzez swój rzut z dystansu.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET