LeBron James jest filantropem, ale czy musi być skromny? Oczywiście, że nie. Ostatnio stwierdził, że w głosowaniu na MVP sezonu regularnego postawiłby krzyżyk przy swoim nazwisku. Nie wszyscy się z tym rzecz jasna zgodzą. Faworytem w tym sezonie jest James Harden.
Prawdą jednak jest, że żaden zespół w lidze nie opiera się na swojej gwieździe tak, jak Cleveland Cavaliers opierają się w bieżących rozgrywkach na LeBronie Jamesie. Znakomite liczby zawodnika utrzymały Cavs w rywalizacji o przewagę parkietu i ratowały zespół w wielu krytycznych sytuacjach. Jednak nawet LBJ ma swoje ograniczenia. Zrozumiał to dobrze w 2010, gdy dołączał do Miami Heat, by pomóc Dwyane’owi Wade’owi.
James w ostatniej rozmowie z Associated Press przyznał, że przy wyborze MVP bieżącego sezonu regularnego po prostu głosowałby na siebie. – Z naszym zespołem działo się wiele rzeczy, mnóstwo kontuzji, gracze wchodzący, wypadający ze składu. Mimo całego zamieszania udało mi się utrzymać tę drużynę na powierzchni. Włożyłem w to naprawdę dużo pracy, dlatego głosowałbym na siebie – dodał.
To oczywiście bardzo racjonalne wyjaśnienie. Wiele razy pojawiała się opinia, że w gruncie rzeczy James mógłby otrzymać nagrodę dla najbardziej wartościowego gracza za każdy kolejny sezon. – Cały czas odnajduje nowe poziomy, na które może wskoczyć – twierdzi Wade. – To niesamowite, że w swoim piętnastym sezonie w wieku 33 lat nadal jest w stanie robić takie rzeczy. Nigdy wcześniej nie było takiego gracza – dodaje.
Do tej pory czterokrotnie liga nagradzała Jamesa wyróżnieniem MVP. Piąte nadal jest w zasięgu jego możliwości, jeśli tylko utrzyma poziom z tego sezonu, a jego drużyna uniknie podobnych turbulencji. – Wiele razy to mówiłem, ale w moim piętnastym sezonie czuje się lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej – dodaje LBJ. W 74 meczach rozgrywek 2017/2018, notował na swoje konto średnio 27,4 punktu, 9,1 asysty, 8,6 zbiórki trafiając 54,8 FG% i 36,2 3PT%.
Wybraliśmy 15 najlepszych produktów z wyprzedaży w oficjalnym sklepie Nike!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET